...a Grunwald w Parku Praskim. Tak było w sobotę. W niedzielę chyba też, choć nie wiem, bo kapiący deszcz zatrzymał mnie w domu.
Rycerze i zbroje interesowały mnie mało - za to zrobiłam pełną dokumentację smakołyków i kilku drobiazgów wystawionych na Jarmarku Floriańskim. Na szczęście trafiliśmy na ładną pogodę. Kiełbasy pięknie prezentowały się w słońcu.
Na ostatnim zdjęciu dzielnie prezentuje się klacz z Galerii Boskiej.
Uwielbiam wprost takie jarmarki! Zazdroszczę, u mnie jakoś ich nie ma zbyt wiele! Pozdrawiam serdecznie z bardzo deszczowej krainy!
OdpowiedzUsuńA! Cieszę się, że chałka smakowała:)
te lizaki i okrągłe bochenki chleba są urocze!
OdpowiedzUsuńJa zawsze dowiaduję się o tym jarmarku po, a nie przed. Może uda mi się w przyszłym roku.
OdpowiedzUsuńAnno-Mario - dzięki za chałkę, mój kolejny wpis opisuje moje z nią zmagania :D
OdpowiedzUsuńPaulo - tam było masę uroczych rzeczy - ale lizaki chyba najweselsze.
Lo - będę w takim razie informowała wcześniej o różnych warszawskich wydarzeniach - 12 czerwca odbędzie się Noc Pragi - tego nie można przegapić. W sobotę przeszedł mi koło nosa festyn holenderski na ulicy Kubusia Puchatka - czasem się zdarza.
Ślę serdeczności.