Jesień pędzi do nas szybkim samochodem. 17 września dostałam kasztana. Słońce jeszcze grzeje, ale już tak jakby inaczej. Koty wylegują się w jego promieniach wpadających przez okna. Bazarki pachną grzybami, jabłkami i paprykami. Myję słoiki na przetwory. Robię sok malinowy do herbaty na zimę. Już tęsknię za sandałami. W zamian dostaję zapach cynamonu dodawanego do szarlotki. Robię rogaliki, pierożki, wspomnienie dzieciństwa.
Pierożki z jabłkami:
Składniki:
2 szklanki mąki
1 kostka sera białego (250 g)
1 kostka margaryny
2 żółtka
łyżeczka proszku do pieczenia
2 łyżki cukru
5 jabłek
1 białko
cukier (może być kryształ) do dekoracji
Mąkę, roztopioną i wystudzoną margarynę mieszam z pokruszonym białym serem, cukrem, żółtkami i proszkiem do pieczenia (w masie zostają małe grudki białego sera). Powstałą masę dzielę na kulki, które wałkuję na placki grubości 2-3 mm. Szklanką wycinam kółka. Obieram jabłka, każde z nich kroję na około 12 cząstek. Każdą cząstkę zawijam w kółko z ciasta. Pierożki układam na blasze. Piekę w temperaturze około 180 stopni, przez około 15 minut. Po wyciągnięciu pierożków z piekarnika, jeszcze ciepłe maczam w białku i w cukrze.
Długo nie mogłam znaleźć tego przepisu w zeszycie mojej mamy - pod jabłka- nie było, pod rogaliki też nie. Ostatnio przepis odnalazł się pod hasłem pierożki.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rogaliki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rogaliki. Pokaż wszystkie posty
niedziela, 19 września 2010
piątek, 10 września 2010
Uwalnianie i czar starych przepisów
Goście, goście, goście i tydzień uciekł. Było super. Udało mi się spotkać z ludźmi, których nie widziałam już bardzo długo, za długo. Wiele się wydarzyło też od mojego ostatniego wpisu. Udało mi się też być na wydarzeniach, o których pisałam, jak również na tych, o których nie pisałam (wybaczcie).
W ostatnią sobotę wybrałam się na łowy, przed tym porządkując zawartość mojej szafy. Podwórko przy 11 Listopada 22 wyglądało szałowo. I pogoda sprzyjała "Uwalnianiu łachów". Zabrałam ze sobą 2 torby ciuchów, które bez sensu zajmowały miejsce w mojej szafie. A wróciłam ze swetrami, bluzami i masą ciuchów dla Młodego.



Musicie przyznać, że podwórko wyglądało troszkę inaczej, niż w moim poprzednim wpisie. Gdy ja buszowałam w stosach ubrań i dodatków, mój brat oddawał się komórkowej fotografii (niestety aparat znów został w domu), za co mu dziękuję.
A co nowego kulinarnie... Rożki. I to wcale nie byle jakie rożki, bo Rożki babci Rózi, zaproponowane w sierpniowej Weekendowej cukierni przez Basię. Ja niestety w sierpniu nie dałam rady o nich napisać, ale były tak dobre, że nie chciałam ich też pominąć. Przepis podaję za Basią.

Składniki:
100 ml letniego mleka
5 dag drożdży
5 łyżek cukru
30 dag mąki
3 żółtka
15 dag masła
konfitura z róży lub dobre powidła (na nadzienie) - u mnie dobre powidła, śliwkowe (przyp. pj)
cukier kryształ (do obtaczania rogalików) - u mnie brak - bez cukru były dostatecznie słodkie (przyp. pj)
Mleko, drożdże i cukier wymieszałam i zostawiłam na kilkanaście minut, żeby drożdże podrosły. Po tym, wymieszałam je z żółtkami i wlałam do mąki wymieszanej z masłem (jesli zoltka sa duze, a masło miękkie ciasto potrzebuje dodatkowych 50g maki). Zagniotłam ciasto i włożyłam do głębokiego naczynia z bardzo zimną wodą (dobrze, że mieszkam w starej kamienicy i wodę mam naprawdę lodowatą). Czekałam aż ciasto wypłynie. No i kurcze nie wypłynęło. Przepis dalej mówił tak "jak nie wypłynie to wyjąć po około 20 minutach - zwykle wypływa, ale czasem nie chce :)". Ciasto wyjęłam z wody na omączoną stolnicę i podzieliłam na 8 części. Wałkowałam każdą z nich na placki grubości 2-3 mm. Każdy krążek dzieliłam na 12 trójkątów. Na szerszym końcu każdego kładłam troszkę powideł śliwkowych, zawijałam w rogaliki. Piekłam w temperaturze 170 stopni. Po upieczeniu każdy rogalik posmarowałam delikatnie białkiem. Cukrem kryształem nie sypałam, ale można. Wyszło 96 pysznych rogalików. Bardzo szybko zniknęły.

Basi serdecznie dziękuję za przepis. Muszę przyznać, że jest coś magicznego w tych starych przepisach. Piekąc rogaliki bujałam mojego syna, który spał w leżaczku na podłodze, koty leniwie zaglądały do kuchni, z pokoju dobiegała cicha muzyka. W rogaliki włożyłam powidła, kiedyś ugotowane przez moją mamę. Czekaliśmy na męża i tatę. W stuletniej kamienicy odnalazłam swój dom.
W ostatnią sobotę wybrałam się na łowy, przed tym porządkując zawartość mojej szafy. Podwórko przy 11 Listopada 22 wyglądało szałowo. I pogoda sprzyjała "Uwalnianiu łachów". Zabrałam ze sobą 2 torby ciuchów, które bez sensu zajmowały miejsce w mojej szafie. A wróciłam ze swetrami, bluzami i masą ciuchów dla Młodego.



Musicie przyznać, że podwórko wyglądało troszkę inaczej, niż w moim poprzednim wpisie. Gdy ja buszowałam w stosach ubrań i dodatków, mój brat oddawał się komórkowej fotografii (niestety aparat znów został w domu), za co mu dziękuję.
A co nowego kulinarnie... Rożki. I to wcale nie byle jakie rożki, bo Rożki babci Rózi, zaproponowane w sierpniowej Weekendowej cukierni przez Basię. Ja niestety w sierpniu nie dałam rady o nich napisać, ale były tak dobre, że nie chciałam ich też pominąć. Przepis podaję za Basią.

Składniki:
100 ml letniego mleka
5 dag drożdży
5 łyżek cukru
30 dag mąki
3 żółtka
15 dag masła
konfitura z róży lub dobre powidła (na nadzienie) - u mnie dobre powidła, śliwkowe (przyp. pj)
cukier kryształ (do obtaczania rogalików) - u mnie brak - bez cukru były dostatecznie słodkie (przyp. pj)
Mleko, drożdże i cukier wymieszałam i zostawiłam na kilkanaście minut, żeby drożdże podrosły. Po tym, wymieszałam je z żółtkami i wlałam do mąki wymieszanej z masłem (jesli zoltka sa duze, a masło miękkie ciasto potrzebuje dodatkowych 50g maki). Zagniotłam ciasto i włożyłam do głębokiego naczynia z bardzo zimną wodą (dobrze, że mieszkam w starej kamienicy i wodę mam naprawdę lodowatą). Czekałam aż ciasto wypłynie. No i kurcze nie wypłynęło. Przepis dalej mówił tak "jak nie wypłynie to wyjąć po około 20 minutach - zwykle wypływa, ale czasem nie chce :)". Ciasto wyjęłam z wody na omączoną stolnicę i podzieliłam na 8 części. Wałkowałam każdą z nich na placki grubości 2-3 mm. Każdy krążek dzieliłam na 12 trójkątów. Na szerszym końcu każdego kładłam troszkę powideł śliwkowych, zawijałam w rogaliki. Piekłam w temperaturze 170 stopni. Po upieczeniu każdy rogalik posmarowałam delikatnie białkiem. Cukrem kryształem nie sypałam, ale można. Wyszło 96 pysznych rogalików. Bardzo szybko zniknęły.

Basi serdecznie dziękuję za przepis. Muszę przyznać, że jest coś magicznego w tych starych przepisach. Piekąc rogaliki bujałam mojego syna, który spał w leżaczku na podłodze, koty leniwie zaglądały do kuchni, z pokoju dobiegała cicha muzyka. W rogaliki włożyłam powidła, kiedyś ugotowane przez moją mamę. Czekaliśmy na męża i tatę. W stuletniej kamienicy odnalazłam swój dom.
Subskrybuj:
Posty (Atom)