Warzywo, takie małe pękate, brudne i czerwone. Wielu dobrze kojarzy się jedynie z wigilijnym barszczem, bo w innych wypadkach było serwowane pod postacią burej masy na stołówkowym talerzu. Na koloniach niechciane buraki zakopywane były pod porcją ziemniaków, których można było nie zjeść.
Tymczasem burak odzyskuje należne mu miejsce, bo nie dość, że smaczny to i zdrowy. Warto zaserwować mu doborowe towarzystwo i zjeść ze smakiem.
Na Stalowej buraki goszczą dość często, choć główną ich fanką jestem ja. Panowie zjedzą jak muszą. Dlatego ze spokojnym sumieniem buraki przygotowuję sobie do wieczornych sałatek i obiadów do pracy.
Buraki z fetą i ziarnami
4-5 buraków upieczonych wcześniej w piekarniku w folii lub ugotowanych
pół opakowania fety
garść orzechów włoskich
garść pestek dyni
garść pestek słonecznika
oliwa z oliwek
sól
pieprz
Do podania:
ocet balsamiczny
rukola
Ugotowane/upieczone buraki obieram ze skórki, kroję w kostkę, wkładam do formy. Na burakach układam fetę, posypuję ziarnami i orzechami. Polewam oliwą, doprawiam solą i pieprzem. Wstawiam do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni na 30 minut.
Na talerzu rozkładam rukolę. Wykładam na nią porcję pieczonych buraków, lekko skrapiam octem balsamicznym.
Można też tak:
Buraki i inne warzywa z serem
3-4 buraki
2-3 marchewki
3-4 ziemniaki
oliwa
gruba sól morska
pieprz
ser krowi typu ementaler
Warzywa myję, nie obieram, gotuję razem w jednym garnku. Studzę i obieram. Następnie wszystkie warzywa kroje w plasterki. Ser kroję na paseczki, można też zetrzeć na tarce. Układam warstwami: ziemniaki, buraki, marchewka, ser, ziemniaki, buraki, marchewka ser. W zależności od upodobań doprawiam - ja sól i pieprz dodawałam co 3 warstwy. Polewam wszystko oliwą i zapiekam, 30 minut w piekarniku rozgrzanym o 180 stopni.
Oba proponowane dania świetnie nadają się do zabrania do pracy. Smakują na ciepło i na zimno.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą feta. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą feta. Pokaż wszystkie posty
wtorek, 30 kwietnia 2013
wtorek, 6 listopada 2012
Zwolnienie i zupa z bakłażanów
Nie wiem czy wiecie, ale jak ma się dzieci to wychodząc do pracy można nawet wypocząć. Tymczasem zapalenie oskrzeli, które się nie wiem skąd przyplątało, sprawia, że przez najbliższe dni nie wypocznę, bo do pracy nie pójdę. Nie wypocznę podwójnie, bo nawet z Młodym na spacer nie pójdę, co sprawi, że będziemy siedzieć w domu we dwoje non-stop. Tak więc oby do soboty (dobroduszna doktor zgodziła się, bym wtedy już wyszła z domu - to taka wzmianka, jakby ktoś ode mnie z pracy czytał - pozdrowienia ślę, pracusie).
Zwolnienie jest też doskonałą okazją na nadrobienie zaległości na blogu. Tym wpisem przekraczam zaklętą dziewiętnastkę (ilość wpisów na blogu w zeszłym roku).
Już jakiś czas temu miałam opowiedzieć o cośrodowych zakupach pod fortecą. Na ulicy Zakroczymskiej 12 stoi forteca, mieści się w niej restauracja o takiej samej nazwie. A co środę, pod główne wejście podjeżdżają dwa wielkie samochody pod sufit zapakowane warzywami. To Pan Ziółko i jego świta.
Zazwyczaj jadę tam z Młodym, potem wracamy na piechotę do domu, bo pojazd Młodego jest zapakowany po brzegi różnymi warzywami i nie mam sił wnieść go do tramwaju. Niestety nie mam też zdjęć skrzynek i skrzyń, które ustawione są równiutko pod kolorowymi namiotami, ale naprawdę nie sposób przeoczyć tego warzywniaka.
W środy pod fortecą pachnie samym dobrem. Sałaty, zioła, pomidory, czosnek, cebula, dynie, patisony, bakłażany, cukinia...kolorowe marchewki, kalafiory - tam można znaleźć wszystko, w zależności od sezonu.
Dodatkowy atut to uprawa organiczna. Wszystkie warzywa są właśnie w ten sposób hodowane. Wreszcie dostaję marchewki o fikuśnych kształtach, w dodatku całe w piachu. Ze spokojnym sumieniem mogę kupić dwa kilo, bo nie psują się po 3 dniach od zakupu - jak te równe pomarańczowe patyczki, które zazwyczaj dostajemy w warzywniakach.
Czasem jednak środę spędzam w pracy (lub choruję w domu) i nici z ekowarzyw od Pana Ziółko. Na szczęście znalazł się ktoś, kto ekowarzywa przywiezie prosto do mojego domu to: Waw.rzywniak - a więcej o tej inicjatywie możecie przeczytać TU. Szczerze mówiąc nie wiem czy już powinnam ich chwalić, bo pierwsza dostawa przybędzie do mnie dopiero w sobotę.
A z tych bakłażanów powstała zupa, której podstawą był przepis Jamiego Olivera o nazwie Zupa z bakłażana, fasoli i sera ricotta. Moja wersja troszkę inna:
Zupa z bakłażana fasoli i sera feta
140 gram fasoli moczonej całą noc
2 duże bakłażany
łyżka oliwy z oliwek
ząbek czosnku przeciśnięty przez praskę
kawałeczek papryczki chili
trochę posiekanej bazylii i pietruszki
sól
pieprz
300 ml bulionu warzywnego lub mięsnego
ser ala feta - taki z kartonika.
Namoczoną fasolę trzeba odsączyć i zalać w garnku wodą. Ugotować do miękkości czyli trzeba gotować prawie godzinę (tu ślę pozdrowienia dla Brata). W tym czasie bakłażany należy umyć i nakłuć nożem. Całe wstawić do piekarnika na 40 minut w temperaturze 200-220 stopni.
Do garnka wlewamy oliwę, podgrzewamy, do niej wrzucamy czosnek, chili, bazylię i pietruszkę. Gdy bakłażany się upieką trzeba je przekroić na pół i wyjąć cały środek i dodać go do ziół i oliwy. Do tego dodać ugotowaną fasolę i bulion. Gotować 15-20 minut i doprawić. Połowę takiej zupy odlewamy i miksujemy na krem. Następnie wlewamy z powrotem do głównego garnka. Ja przed podaniem posypałam fetą, ricotta wydała mi się zbyt delikatna.
Zupa nie jest zbyt fotogeniczna za to jest pyszna.
Zwolnienie jest też doskonałą okazją na nadrobienie zaległości na blogu. Tym wpisem przekraczam zaklętą dziewiętnastkę (ilość wpisów na blogu w zeszłym roku).
Już jakiś czas temu miałam opowiedzieć o cośrodowych zakupach pod fortecą. Na ulicy Zakroczymskiej 12 stoi forteca, mieści się w niej restauracja o takiej samej nazwie. A co środę, pod główne wejście podjeżdżają dwa wielkie samochody pod sufit zapakowane warzywami. To Pan Ziółko i jego świta.
Zazwyczaj jadę tam z Młodym, potem wracamy na piechotę do domu, bo pojazd Młodego jest zapakowany po brzegi różnymi warzywami i nie mam sił wnieść go do tramwaju. Niestety nie mam też zdjęć skrzynek i skrzyń, które ustawione są równiutko pod kolorowymi namiotami, ale naprawdę nie sposób przeoczyć tego warzywniaka.
W środy pod fortecą pachnie samym dobrem. Sałaty, zioła, pomidory, czosnek, cebula, dynie, patisony, bakłażany, cukinia...kolorowe marchewki, kalafiory - tam można znaleźć wszystko, w zależności od sezonu.
Dodatkowy atut to uprawa organiczna. Wszystkie warzywa są właśnie w ten sposób hodowane. Wreszcie dostaję marchewki o fikuśnych kształtach, w dodatku całe w piachu. Ze spokojnym sumieniem mogę kupić dwa kilo, bo nie psują się po 3 dniach od zakupu - jak te równe pomarańczowe patyczki, które zazwyczaj dostajemy w warzywniakach.
Czasem jednak środę spędzam w pracy (lub choruję w domu) i nici z ekowarzyw od Pana Ziółko. Na szczęście znalazł się ktoś, kto ekowarzywa przywiezie prosto do mojego domu to: Waw.rzywniak - a więcej o tej inicjatywie możecie przeczytać TU. Szczerze mówiąc nie wiem czy już powinnam ich chwalić, bo pierwsza dostawa przybędzie do mnie dopiero w sobotę.
A z tych bakłażanów powstała zupa, której podstawą był przepis Jamiego Olivera o nazwie Zupa z bakłażana, fasoli i sera ricotta. Moja wersja troszkę inna:
Zupa z bakłażana fasoli i sera feta
140 gram fasoli moczonej całą noc
2 duże bakłażany
łyżka oliwy z oliwek
ząbek czosnku przeciśnięty przez praskę
kawałeczek papryczki chili
trochę posiekanej bazylii i pietruszki
sól
pieprz
300 ml bulionu warzywnego lub mięsnego
ser ala feta - taki z kartonika.
Namoczoną fasolę trzeba odsączyć i zalać w garnku wodą. Ugotować do miękkości czyli trzeba gotować prawie godzinę (tu ślę pozdrowienia dla Brata). W tym czasie bakłażany należy umyć i nakłuć nożem. Całe wstawić do piekarnika na 40 minut w temperaturze 200-220 stopni.
Do garnka wlewamy oliwę, podgrzewamy, do niej wrzucamy czosnek, chili, bazylię i pietruszkę. Gdy bakłażany się upieką trzeba je przekroić na pół i wyjąć cały środek i dodać go do ziół i oliwy. Do tego dodać ugotowaną fasolę i bulion. Gotować 15-20 minut i doprawić. Połowę takiej zupy odlewamy i miksujemy na krem. Następnie wlewamy z powrotem do głównego garnka. Ja przed podaniem posypałam fetą, ricotta wydała mi się zbyt delikatna.
Zupa nie jest zbyt fotogeniczna za to jest pyszna.
niedziela, 13 maja 2012
Jest taki dzień
wcale nie musi być ciepły ani grudniowy. Zazwyczaj jest to piątek, ale wcale nie musi być piątek. Taki dzień daje mi dużo energii i uśmiechu (z tego, co wiem, nie tylko mi). Ten dzień nie jest związany ani z rodziną, ani z kuchnią. To taki mój dzień, wychodzę...
W torbie butelka wina, czasem coś do jedzenia, czasem ciuchy, innym razem książki kucharskie, a jeszcze innym tylko karta miejska, aby dojechać tam, gdzie jadę. Nie martwię się niczym... tam gdzie jadę czeka mnie gwar, radość, śmiech, trochę zmartwień i kłopotów, zawsze wsparcie, pogaduchy aż do nocy, przy winie, chlebie ze smalcem i ogórkach, które K. przywozi od cioci. Nie umiem policzyć ile nas jest, praskich mam łapiących oddech w babskim towarzystwie. Znamy się lepiej lub gorzej - marudzimy, chwalimy się, narzekamy, śmiejemy się, uczymy od siebie, radzimy się i sobie.
Wracam do domu naładowana, jakby mi ktoś akumulatory wymienił. W głowie pomysły, natchnienie, wiem jak malować kreski na powiekach (dzięki O.), wiem dużo więcej. Dziękuję.
W ostatni piątek do domu przytargałam książkę "Przemytnicy marchewki, groszku i soczewicy". I deszczową sobotę spędziłam w kuchni.To książka pełna fantastycznych przepisów, dla mnie inspiracji.Wpadły mi w oko dwa przepisy - jeden na kotlety z makaronu z dziurką, drugi na zapiekankę z kaszy gryczanej - myślę, że w formie książkowej są pyszne, u mnie w wersji autorskiej, bo niektórych produktów nie było w domu, albo czegoś było więcej więc do przepisu wpadło.Kotlety z makaron stały się makaronowym omletem z warzywami, a zapiekanka z kaszy gryczanej z selerem zamieniła się w zapiekankę z kaszy gryczanej z porem i pieczarkami.
Makaronowy omlet z warzywami (to przepis dla tych, którzy gotują zawsze za dużo makaronu - czyli dla mnie)
1 szklanka ugotowanego makaronu ( u mnie świderki)
3/4 szklanki startego żółtego sera
1/2 szklanki zielonych oliwek pokrojonych w cienkie plasterki
2 jajka
2-3 łyżki zblanszowanego szpinaku
bazylia
tymianek
oliwa z oliwek
Ugotowany makaron pokroić. Wrzucić do miski wymieszać z serem, oliwkami, szpinakiem, jajkami, ziołami. Patelnie posmarować łyżeczką oliwy i wyłożyć na nią przygotowaną masę. Podsmażyć z jednej strony, a następie przerzucić na drugą - to najtrudniejsza operacja. Ja używam do tego dwóch patelni.
W torbie butelka wina, czasem coś do jedzenia, czasem ciuchy, innym razem książki kucharskie, a jeszcze innym tylko karta miejska, aby dojechać tam, gdzie jadę. Nie martwię się niczym... tam gdzie jadę czeka mnie gwar, radość, śmiech, trochę zmartwień i kłopotów, zawsze wsparcie, pogaduchy aż do nocy, przy winie, chlebie ze smalcem i ogórkach, które K. przywozi od cioci. Nie umiem policzyć ile nas jest, praskich mam łapiących oddech w babskim towarzystwie. Znamy się lepiej lub gorzej - marudzimy, chwalimy się, narzekamy, śmiejemy się, uczymy od siebie, radzimy się i sobie.
Wracam do domu naładowana, jakby mi ktoś akumulatory wymienił. W głowie pomysły, natchnienie, wiem jak malować kreski na powiekach (dzięki O.), wiem dużo więcej. Dziękuję.
W ostatni piątek do domu przytargałam książkę "Przemytnicy marchewki, groszku i soczewicy". I deszczową sobotę spędziłam w kuchni.To książka pełna fantastycznych przepisów, dla mnie inspiracji.Wpadły mi w oko dwa przepisy - jeden na kotlety z makaronu z dziurką, drugi na zapiekankę z kaszy gryczanej - myślę, że w formie książkowej są pyszne, u mnie w wersji autorskiej, bo niektórych produktów nie było w domu, albo czegoś było więcej więc do przepisu wpadło.Kotlety z makaron stały się makaronowym omletem z warzywami, a zapiekanka z kaszy gryczanej z selerem zamieniła się w zapiekankę z kaszy gryczanej z porem i pieczarkami.
Makaronowy omlet z warzywami (to przepis dla tych, którzy gotują zawsze za dużo makaronu - czyli dla mnie)
1 szklanka ugotowanego makaronu ( u mnie świderki)
3/4 szklanki startego żółtego sera
1/2 szklanki zielonych oliwek pokrojonych w cienkie plasterki
2 jajka
2-3 łyżki zblanszowanego szpinaku
bazylia
tymianek
oliwa z oliwek
Ugotowany makaron pokroić. Wrzucić do miski wymieszać z serem, oliwkami, szpinakiem, jajkami, ziołami. Patelnie posmarować łyżeczką oliwy i wyłożyć na nią przygotowaną masę. Podsmażyć z jednej strony, a następie przerzucić na drugą - to najtrudniejsza operacja. Ja używam do tego dwóch patelni.
Zapiekanka z kaszy gryczanej
1 szklanka kaszy gryczanej - albo mniej
garść płatków migdałowych
pół pora
1/2 kostki białego sera - u mnie tłusty
duży pomidor bez skórki
5-6 pieczarek pokrojonych w drobna kosteczkę
oliwa z oliwek
sól
pieprz
Kaszę gryczaną gotuję -z godnie z przepisem. Keksówkę wysmarowuję oliwą i nakładam do niej kaszę. Na patelni na łyżeczce oliwy podsmażam pieczarki i pokrojonego w półksiężyce pora. Dodaję do nich płatki migdałowe, doprawiam solą i pieprzem. Gdy masa ostygnie mieszam ją z białym serem i nakładam na kaszę, lekko ugniatam. Na górę plasterki pomidora. I do piekarnika na około 20 minut w temperaturze 180 stopni. Podałam z sosem
Sos do zapiekanki:
pół szklanki śmietany
dwie łyżki fety (kartonikowej)
pieprz
garstka kiełków lucerny
garstka kiełków słonecznika - albo jakiś innych.
Sos jest zupełną improwizacją, ale myślę że wyszedł niezły. Kiełki warto pokroić. Wszystkie składniki wymieszać. I już.
Trochę się bałagan na stole zrobił, ale przynajmniej było wesoło. Wpadła M. pograć w chińczyka. Ale to T. wygrał tytuł "mistrza Stalowej w chińczyka w miesiącu maju".
wtorek, 27 kwietnia 2010
Bakłażan, na proteście
Nadrabiając zaległości nie mogę nie napisać o rzeczach ważnych, dziejących się na Pradze, a dokładniej na ulicy Heleny Rzeszotarskiej ( z ciekawostek - Helena Rzeszotarska uczyła w szkole przy ulicy Nowostalowej 6, potem założyła własną szkołę, najbardziej znany jej adres to Konopacka 4).
W niedzielę 25 kwietnia niemal w rocznicę zburzenia Parowozowni (4.05.2009) odbyła się pikieta w celu ratowania tego, co z parowozowni zostało.

To smutna rocznica. Na protest przybyło kilkadziesiąt osób żądających wywłaszczenia budynku i podjęcia działań przez stołeczną konserwator zabytków. Zainteresowanych sprawą odsyłam do bloga Uwaga Zabytek - Natalia dzielnie śledzi sprawę.

Z dobrych wiadomości tego dnia - przy okazji protestu poznałam kilku sąsiadów i mogłam cieszyć się wiosennym słońcem. A w domu - roladki z bakłażana.
Składniki:
bakłażan
pół pudełka tzw. fety - piszę "tzw" ponieważ mam na myśli ten polski serek nazywany fetą - prawdziwa grecka feta byłaby za twarda
zioła - u mnie prowansalskie i bazylia
oliwa
sól
Bakłażana pokroiłam wzdłuż na plasterki o grubości około 5 mm - może troszkę cieńsze. Ułożyłam plasterki na pochylonej desce i obsypałam solą, aby wyciągnęła gorycz z bakłażana (na powierzchni bakłażana pojawiają się kropelki soku). W tym czasie fetę wymieszałam z ziołami - (można też dodać czosnek). Bakłażany umyłam z soli i osuszyłam delikatnie papierowym ręcznikiem. Delikatnie podsmażyłam każdy plasterek na oliwie na rozgrzanej patelni. Usmażone kawałki bakłażana smarowałam fetą i zawijałam w roladki, spinałam wykałaczkami. Roladki na kilka chwil włożyłam znów na patelnie, aby danie było ciepłe.
W niedzielę 25 kwietnia niemal w rocznicę zburzenia Parowozowni (4.05.2009) odbyła się pikieta w celu ratowania tego, co z parowozowni zostało.

To smutna rocznica. Na protest przybyło kilkadziesiąt osób żądających wywłaszczenia budynku i podjęcia działań przez stołeczną konserwator zabytków. Zainteresowanych sprawą odsyłam do bloga Uwaga Zabytek - Natalia dzielnie śledzi sprawę.

Z dobrych wiadomości tego dnia - przy okazji protestu poznałam kilku sąsiadów i mogłam cieszyć się wiosennym słońcem. A w domu - roladki z bakłażana.
Składniki:
bakłażan
pół pudełka tzw. fety - piszę "tzw" ponieważ mam na myśli ten polski serek nazywany fetą - prawdziwa grecka feta byłaby za twarda
zioła - u mnie prowansalskie i bazylia
oliwa
sól
Bakłażana pokroiłam wzdłuż na plasterki o grubości około 5 mm - może troszkę cieńsze. Ułożyłam plasterki na pochylonej desce i obsypałam solą, aby wyciągnęła gorycz z bakłażana (na powierzchni bakłażana pojawiają się kropelki soku). W tym czasie fetę wymieszałam z ziołami - (można też dodać czosnek). Bakłażany umyłam z soli i osuszyłam delikatnie papierowym ręcznikiem. Delikatnie podsmażyłam każdy plasterek na oliwie na rozgrzanej patelni. Usmażone kawałki bakłażana smarowałam fetą i zawijałam w roladki, spinałam wykałaczkami. Roladki na kilka chwil włożyłam znów na patelnie, aby danie było ciepłe.

poniedziałek, 1 marca 2010
Wietrzny poniedziałek
Wieje. Podobno to Xynthia. Na Stalowej też wieje. To nic.
Zjadłam wszystkie wczorajsze biscotti, dlatego dziś piekę nowe, tym razem z rodzynkami, a do połowy ciasta dodałam kakao, więc będą czekoladowe.
Ale od początku:
Na obiad robiłam dziś udka kurczaka, natarłam je mieszanką przypraw podpatrzoną u Agatki w przepisie na kurczaka. Podałam z sałatą z pomidorami i serem feta z zalewy.
Składniki na 2 porcje:
1/2 główki sałaty lodowej
1 pomidor
10 kosteczek fety z zalewy, może być też bez zalewy - ja w domu miałam tylko w zalewie
Sos:
2 łyżki oliwy
2 łyżki octu śliwkowego
1 ząbek czosnku
sól
pieprz
czasem jakieś zioła np. bazylia
Sałatę drę (nie kroję) na strzępy, żeby się za bardzo nie majtała. Pomidora kroję w ósemki. Kostki fety przepoławiam (w zależności oczywiście od wielkości kostek). W szklance przygotowuję sos do sałaty - mieszam dokładnie wszystkie składniki, ząbek czosnku przeciskam przez praskę i dodaję. Sałatę zalewam sosem dopiero przed podaniem - w innym wypadku jej liście kapcieją i nie jest taka chrupiąca. Dla koloru posypałam natką pietruszki.
Wracając do wiatru. Niestety momentami towarzyszy mu deszcz. Mam wrażenie, że części moich sąsiadów pozrywali razem anteny telewizyjne. Mam nadzieję, że rozprawią się z resztkami śniegu zalegającymi na chodniku. No i skończą tę zabawę do rana, abym mogła spokojnie pojechać do pracy. Brrr... jutro muszę być super rano, jedyne pocieszenie to, że wyjdę wcześniej.
Nie mam pomysłu co jutro na obiad...
Zjadłam wszystkie wczorajsze biscotti, dlatego dziś piekę nowe, tym razem z rodzynkami, a do połowy ciasta dodałam kakao, więc będą czekoladowe.
Ale od początku:
Na obiad robiłam dziś udka kurczaka, natarłam je mieszanką przypraw podpatrzoną u Agatki w przepisie na kurczaka. Podałam z sałatą z pomidorami i serem feta z zalewy.
Składniki na 2 porcje:
1/2 główki sałaty lodowej
1 pomidor
10 kosteczek fety z zalewy, może być też bez zalewy - ja w domu miałam tylko w zalewie
Sos:
2 łyżki oliwy
2 łyżki octu śliwkowego
1 ząbek czosnku
sól
pieprz
czasem jakieś zioła np. bazylia
Sałatę drę (nie kroję) na strzępy, żeby się za bardzo nie majtała. Pomidora kroję w ósemki. Kostki fety przepoławiam (w zależności oczywiście od wielkości kostek). W szklance przygotowuję sos do sałaty - mieszam dokładnie wszystkie składniki, ząbek czosnku przeciskam przez praskę i dodaję. Sałatę zalewam sosem dopiero przed podaniem - w innym wypadku jej liście kapcieją i nie jest taka chrupiąca. Dla koloru posypałam natką pietruszki.

Nie mam pomysłu co jutro na obiad...
Subskrybuj:
Posty (Atom)