Cisza.
To coś, co wieczorem lubię najbardziej. Gaszę zbędne światła. Czasem uciekam do kuchni, na chwilę jedną, drugą... Czasem na pół, żeby jeszcze wykorzystać pęd dnia i zrobić to, czego nie udało się zrobić za dnia. W listopadzie wieczór to już noc. Wyraźny księżyc świeci na niebie, na pewno świecą się latarnie (choć muszę przyznać, że Stalowa ostatnio została zaniedbana przez jasność - jednak wszystko wskazuje na to, że i ciemność wyjdzie jej na zdrowie). Miasto jeszcze żyje, choć jakby ciszej, więcej słyszę wiatru.
Podobno wieczorem nie należy pić kawy, podobno pobudza i trudno zasnąć. Jestem ostatnią osobą, która ma problemy z zasypianiem, mimo to sięgam po kubek herbaty, dziś z sokiem malinowym, wczoraj z tym z pigwy.
Lodówka.
Nieważne czy pełna czy hula w niej wiatr, na pewno coś w niej znajdę. Wyjem suszone pomidory albo ogórki kiszone, może kawałek wiejskiej kiełbasy. Podobno wieczorem nie należy się objadać, podobno gorzej się śpi, rzadko hołduję tej zasadzie, jedzenie jest przecież takie przyjemne.
Ostatnio we własnej lodówce znalazłam ciasto francuskie i kawałki serów. W koszyku z owocami leżały gruszki. Do tego zestawu dołączyła też żurawina.
Gruszki z serem na cieście francuskim
porcja dla 2 osób
pół gotowego ciasta francuskiego (kupuję w lidlu)
2 obrane gruszki, u mnie konferencje, dość twarde
około 50 g sera gorgonzola
około 50 g sera typu Camembert
4 łyżeczki żurawiny
Ciasto francuskie kroję na dość duże 4 prostokąty. Zawijam boczki każdego z nich. Ser kruszę i kroję na plasterki, układam na cieście francuskim. Na ser kładę połówkę (na każdy kawałek) gruszki. A w miejsce gniazda nasiennego wkładam łyżeczkę żurawiny. I do piekarnika. Na około 190 stopni. Czas pieczenia myślę, że 15-20 minut. Aż ciasto francuskie będzie złote. Smacznego.
Książka.
Nie mogę napisać, że towarzyszy mi od zawsze. Jako dziecko nie lubiłam czytać, przekonałam się dopiero, gdy w ręce wpadły mi "Niewiarygodne przygody Marka Piegusa", chyba miałam 10 lat. Dziś nie rozstaję się z książkami. Wsiadam w tramwaj na Stalowej i czytam. Podobno wieczorami czyta się najlepiej - coś w tym jest. Mój mąż ostatnio podniósł moją torbę, z którą codziennie jadę do pracy. Chyba jej waga zainspirowała go do urodzinowego prezentu. Nie, nie dostałam książek. Wraz z przyjaciółmi T. wręczył mi wynalazek z dziedziny nowych technologii - kindla. Tak, wiem, że to nie to samo co papier, kartki, zapach książki, ale argument wagowy jest na plus. Jadąc do pracy wiozę ze sobą kilka powieści o wadze kilku deko.
Podobno, na tym urządzeniu można też czytać blogi (może ktoś wie jak to zrobić?). Jeszcze się go uczę i oswajam z nim. Początki mamy całkiem niezłe, choć zdjęcie zrobiłam, jak był wyłączony, nie otworzyłam książki.
Kolorowych snów! Ja zaczynam mój wieczór.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą gruszki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą gruszki. Pokaż wszystkie posty
środa, 7 listopada 2012
środa, 29 sierpnia 2012
Gruszkowe wariacje
Sierpień to czas przetworów. Moja mama patrzy na moje słoiki i się śmieje. Kiwa głową ze zrozumieniem, nawet coś podpowiada, a myśli sobie, co sobie myśli - "Przejdzie jej". Gdy pierwszy raz robiłam przetwory, a wcale nie było to tak dawno temu (nie licząc tych, w których musiałam pomagać będąc dzieckiem) wyglądało to na zwykłą fanaberię. Wtedy zrobiłam konfiturę morelową, przy okazji parząc sobie palce gorącymi połówkami owoców. Skąd miałam przepis? Nie pamiętam, pewnie z "Kuchni polskiej". Dziś w sprawach przetworów raczej sięgam po rodzinne przepisy, zdaję się na własne eksperymenty, przeszukuję blogi w poszukiwaniu inspiracji, bądź "gotowca", który trafi w mój smak.
W żółtej misce zostało mi kilka bielańskich gruszek - to nie są owoce, które mogą się zmarnować, ale ja dojrzałych gruszek nie jadam. Lubię twarde i soczyste owoce, o zielonej skórce. Opracowałam swój własny, rytuał jedzenia gruszek, takich jak lubię. Na miękkie owoce musiałam znaleźć sposób. Gruszki z tymiankiem to połączenie, które gdzieś kołatało się w mojej głowie. W tej konfiguracji miały więc trafić do słoików ich los okazał się jednak inny...
Gruszki z tymiankiem
9 dojrzałych bielańskich gruszek
4-5 świeżych gałązek tymianku
troszkę wody
Gruszki umyłam i obrałam. Pokroiłam w niewielkie kawałki. Wrzuciłam do garnuszka i podlałam niewielką ilością wody. Podsmażałam kilka minut by puściły sok i powoli zamieniały się w gruszkową masę. Dodałam gałązki tymianku. Jeśli ktoś sobie życzy może dodać łyżeczkę lub dwie cukru. Kolejne kroki miały być następujące: wyparzyć słoiki ( w piekarniku, w temperaturze 120 stopni, przez 20 minut), zapakować gruszkowe przetwory do słoików, odwrócić do góry nogami i jeszcze raz do piekarnika na około 25 minut (temperatura bez zmian).
Stało się jednak inaczej... brak koncepcji na obiad dla mnie i Młodego sprawił, że gruszki zjedliśmy z makaronem i jogurtem (może być też śmietana). To taka nasza wersja ryżu z jabłkami i cynamonem :)
W żółtej misce zostało mi kilka bielańskich gruszek - to nie są owoce, które mogą się zmarnować, ale ja dojrzałych gruszek nie jadam. Lubię twarde i soczyste owoce, o zielonej skórce. Opracowałam swój własny, rytuał jedzenia gruszek, takich jak lubię. Na miękkie owoce musiałam znaleźć sposób. Gruszki z tymiankiem to połączenie, które gdzieś kołatało się w mojej głowie. W tej konfiguracji miały więc trafić do słoików ich los okazał się jednak inny...
Gruszki z tymiankiem
9 dojrzałych bielańskich gruszek
4-5 świeżych gałązek tymianku
troszkę wody
Gruszki umyłam i obrałam. Pokroiłam w niewielkie kawałki. Wrzuciłam do garnuszka i podlałam niewielką ilością wody. Podsmażałam kilka minut by puściły sok i powoli zamieniały się w gruszkową masę. Dodałam gałązki tymianku. Jeśli ktoś sobie życzy może dodać łyżeczkę lub dwie cukru. Kolejne kroki miały być następujące: wyparzyć słoiki ( w piekarniku, w temperaturze 120 stopni, przez 20 minut), zapakować gruszkowe przetwory do słoików, odwrócić do góry nogami i jeszcze raz do piekarnika na około 25 minut (temperatura bez zmian).
Stało się jednak inaczej... brak koncepcji na obiad dla mnie i Młodego sprawił, że gruszki zjedliśmy z makaronem i jogurtem (może być też śmietana). To taka nasza wersja ryżu z jabłkami i cynamonem :)
czwartek, 23 sierpnia 2012
Bielańska grusza i inne miejskie owoce
Jest jedno drzewo w Warszawie, z którego, co roku, jem gruszki. Rośnie w jednym z bielańskich ogrodów, którego szczęśliwą właścicielką jest moja ciocia B. (pozdrowienia ciociu!) Nie wiem ile lat ma ta grusza, kto ją posadził i kiedy. Choć wygląda już na staruszkę, niemal co roku wydaje obfity plon. Owoce bombardują taras, alejkę i kawałek dachu domu, cieszą mieszkańców i jego gości, którzy odwiedzając bielański dom dostają torbę przepysznych owoców.
W ostatni weekend odwiedziłam Bielany. Wdrapałyśmy się z ciocią na dach i prosto z gałęzi zbierałyśmy dojrzałe owoce. Torbę gruszek przywiozłam na Stalową.
Myślę, że takich owocowych drzew jest w Warszawie więcej. Na pewno nie brakuje ich na Sadach Żoliborskich, osiedlu mieszkaniowym zaprojektowanym przez Halinę Skibniewską. Ostatnio na moim profilu na facebooku O. chwaliła się, że dzikie jabłka są na Kępie Potockiej. Na Pradze rośnie kilka morw, w Parku Praskim dzika róża. Miasto też ma swój plon.
Bielańskie gruszki wędrują prosto do brzuchów albo trafiają do słoików. Podzieliłam owoce na dwie części- jedne trafią do tarty, drugie już są w occie. Bielańskie gruszki powędrowały do słoików zgodnie z maminą recepturą, która u nas w domu stosowana jest od lat.
twarde gruszki - u mnie około 1,5 kilograma
woda - 1 litr
cukier - 1 kilogram
ocet - 1 szklanka
goździki
Gruszki myję, obieram, przekrajam na pół (tak, żeby każda z połówek miała połówkę gruszkowego ogonka), wydłubuję gniazda nasienne. Do 1 litra wody wsypuję 1 kg cukru. Zagotowuję. Do takiego syropu wrzucam gruszki. Gotuję około 15 minut, aż owoce zrobią się szkliste. Wyciągam owoce i pakuję do czystych wyparzonych słoików. Syropu nie wylewam.
2 szklanki syropu zagotowuję ze szklanką octu, dodaję kilka goździków. Gotuję 5 minut i wyławiam goździki (można nie wyławiać, jeśli ktoś lubi bardzo korzenny aromat i nie przeszkadza mu ciemniejszy kolor gruszek). Taką ciepłą octową zalewą zalewam gruszki, które już czekają w słoikach. Zamykam słoiki i stawiam do góry dnem (uwaga słoiki są bardzo gorące).
W ostatni weekend odwiedziłam Bielany. Wdrapałyśmy się z ciocią na dach i prosto z gałęzi zbierałyśmy dojrzałe owoce. Torbę gruszek przywiozłam na Stalową.
Myślę, że takich owocowych drzew jest w Warszawie więcej. Na pewno nie brakuje ich na Sadach Żoliborskich, osiedlu mieszkaniowym zaprojektowanym przez Halinę Skibniewską. Ostatnio na moim profilu na facebooku O. chwaliła się, że dzikie jabłka są na Kępie Potockiej. Na Pradze rośnie kilka morw, w Parku Praskim dzika róża. Miasto też ma swój plon.
Bielańskie gruszki wędrują prosto do brzuchów albo trafiają do słoików. Podzieliłam owoce na dwie części- jedne trafią do tarty, drugie już są w occie. Bielańskie gruszki powędrowały do słoików zgodnie z maminą recepturą, która u nas w domu stosowana jest od lat.
Gruszki w occie
Składniki: proporcje oczywiście można podwoić, a nawet potroić. twarde gruszki - u mnie około 1,5 kilograma
woda - 1 litr
cukier - 1 kilogram
ocet - 1 szklanka
goździki
Gruszki myję, obieram, przekrajam na pół (tak, żeby każda z połówek miała połówkę gruszkowego ogonka), wydłubuję gniazda nasienne. Do 1 litra wody wsypuję 1 kg cukru. Zagotowuję. Do takiego syropu wrzucam gruszki. Gotuję około 15 minut, aż owoce zrobią się szkliste. Wyciągam owoce i pakuję do czystych wyparzonych słoików. Syropu nie wylewam.
2 szklanki syropu zagotowuję ze szklanką octu, dodaję kilka goździków. Gotuję 5 minut i wyławiam goździki (można nie wyławiać, jeśli ktoś lubi bardzo korzenny aromat i nie przeszkadza mu ciemniejszy kolor gruszek). Taką ciepłą octową zalewą zalewam gruszki, które już czekają w słoikach. Zamykam słoiki i stawiam do góry dnem (uwaga słoiki są bardzo gorące).
sobota, 15 stycznia 2011
Gruszkowe szaleństwo
Leżały i patrzyły na mnie z wyrzutem. Po dwóch dniach zaczęły krzyczeć "Zjedz mnie". Ot takie, trochę żółte, trochę zielone, trochę beżowe. Przełożyłam je do salaterki. Gruszki.
Zaczęłam szukać. Znalazłam dwie. Na rumianych wypieczonych spodach w wyrafinowanym otoczeniu. Nie mogłam się zdecydować, dlatego upiekłam obie. Tarty. Tarty od Truskawkowej Ani, znalezione pod tagiem gruszka.
Tarta z gruszkami, gorgonzolą i orzechami (u mnie bez orzechów)
Składniki:
na kruche ciasto:
200 g pszennej mąki
50 g masła
50 g tłuszczu roślinnego
1 żółtko
szczypta soli
ewent. 2 łyżeczki zimnej wody
na nadzienie:
4 miękkie gruszki
kawałek Gorgonzoli (ok.150 g)
¾ szklanki wyłuskanych orzechów włoskich
250 ml śmietany 12%
1 duże jajko
pieprz i gałka muszkatołowa
Przygotowałam kruche ciasto - mieszając wszystkie składniki. Dodałam tylko jedną łyżkę wody, bo nie chciało się zbić w jeden kawałek - mocno się rozsypywało. Zawinęłam je w folię i na pół godziny włożyłam do lodówki.
W tym czasie obrałam gruszki, które pokroiłam w ósemki. Śmietanę wymieszałam z jajkiem, doprawiłam pieprzem i gałką muszkatołową.
Ciastem wyłożyłam formę do pieczenia. Piekłam 10 minut w temperaturze 200 stopni.
Na podpieczonym cieście ułożyłam gruszki i wysypałam pokruszony ser, gorgonzolę. Wszystko zalałam masą. Na wierzch powinnam ułożyć orzechy, ale nie miałam więc pominęłam. Piekłam 25 minut w temperaturze 180 stopni.
Tarta z gruszkami, jabłkami i czekoladą (Ania robiła z samymi gruszkami)
Piekłam przez kolejne 30 minut w temperaturze 180 st. C.
Zaczęłam szukać. Znalazłam dwie. Na rumianych wypieczonych spodach w wyrafinowanym otoczeniu. Nie mogłam się zdecydować, dlatego upiekłam obie. Tarty. Tarty od Truskawkowej Ani, znalezione pod tagiem gruszka.
Składniki:
na kruche ciasto:
200 g pszennej mąki
50 g masła
50 g tłuszczu roślinnego
1 żółtko
szczypta soli
ewent. 2 łyżeczki zimnej wody
na nadzienie:
4 miękkie gruszki
kawałek Gorgonzoli (ok.150 g)
¾ szklanki wyłuskanych orzechów włoskich
250 ml śmietany 12%
1 duże jajko
pieprz i gałka muszkatołowa
Przygotowałam kruche ciasto - mieszając wszystkie składniki. Dodałam tylko jedną łyżkę wody, bo nie chciało się zbić w jeden kawałek - mocno się rozsypywało. Zawinęłam je w folię i na pół godziny włożyłam do lodówki.
W tym czasie obrałam gruszki, które pokroiłam w ósemki. Śmietanę wymieszałam z jajkiem, doprawiłam pieprzem i gałką muszkatołową.
Ciastem wyłożyłam formę do pieczenia. Piekłam 10 minut w temperaturze 200 stopni.
Na podpieczonym cieście ułożyłam gruszki i wysypałam pokruszony ser, gorgonzolę. Wszystko zalałam masą. Na wierzch powinnam ułożyć orzechy, ale nie miałam więc pominęłam. Piekłam 25 minut w temperaturze 180 stopni.
Tarta z gruszkami, jabłkami i czekoladą (Ania robiła z samymi gruszkami)
Składniki:
Kruche ciasto:
150 g mąki
100 g masła
50 g cukru pudru
1 żółtko
50 g cukru pudru
1 żółtko
Farsz:
115 g startej czekolady deserowej
2 gruszki i 2 jabłka
125 ml śmietany kremówki
2 jajka
3 łyżki stołowe cukru
trochę soku z cytryny - ja nie dałam
125 ml śmietany kremówki
2 jajka
3 łyżki stołowe cukru
trochę soku z cytryny - ja nie dałam
Przygotowałam kruche ciasto. Wyłożyłam nim formę o średnicy 23 cm i podpiekam 10 minut w temp. 200 st. C.
Gdy ciasto się podpiekało. Obrałam gruszki i jabłka, przecięłam na ćwiartki (bo miałam duże owoce). Nacięłam wzdłuż na cienkie plasterki. Śmietanę wymieszałam mikserem z jajkami (najpierw same jajka, by białko złączyło się z żółtkiem).
Na podpieczony starłam czekoladę. Na czekoladowej warstwie ułożyłam gruszki i jabłka, naprzemiennie. Jajeczno-śmietanową masę wylałam dokoła gruszek i jabłek, uważając, by nie zalać od góry owoców. Wystające wierzchołki owoców posypałam brązowym cukrem.Gdy ciasto się podpiekało. Obrałam gruszki i jabłka, przecięłam na ćwiartki (bo miałam duże owoce). Nacięłam wzdłuż na cienkie plasterki. Śmietanę wymieszałam mikserem z jajkami (najpierw same jajka, by białko złączyło się z żółtkiem).
Piekłam przez kolejne 30 minut w temperaturze 180 st. C.
Subskrybuj:
Posty (Atom)