Od kilku dni kuchnia staje się narzędziem walki politycznej. Do jedzenia jabłek zachęcają wszyscy, od sprzedawców koszyków rowerowych, po wytwórców jabłkowego cydru; blogerzy piekący szarlotki, przygotowujący galaretki, przetwory i jabłkowe torty. A wszystko przez embargo nałożone przez Rosję na polskie owoce. Sytuacja kolorowa nie jest, bo są firmy, które 90% swojej sadowniczej produkcji wysyłały na wschód. Kto zapoczątkował akcję jedzenia jabłek? Nie mam zielonego pojęcia.
Nie podoba mi się włączanie kuchni i jedzenia w walkę, za to podoba mi się wyciąganie pomocnej dłoni w stronę tych, którzy tej pomocy potrzebują. Dlatego akcję #jedzjabłka traktuję jako pomoc polskim sadownikom.
Pierwsze po zimie na polskich straganach jak zwykle pojawiły się antonówki i genewy. Ja wybrałam te małe różowe, o słodko-winnym smaku. Doskonałe do jedzenia ot tak, i do sałatek.
Pierwsza ich porcja trafiła do sałatki z jarmużem. Towarzystwo śliwek i orzechów też im dobrze zrobiło.
Sałatka z jarmużu z jabłkami
5-6 liści umytych jarmużu
2 jakbła odmiany genewa (lub inne)
3 ulubione śliwski
garść, albo dwie orzechów włoskich
sos:
2 łyżki oliwy
2 łyżeczki miodu - u mnie akacjowy
1 łyżeczka gładkiej musztardy
sól
pieprz
Jarmuż myję, wycinam, główne zgrubiałe włókno, rwę go na mniejsze kawałki. Z jabłek wycinam gniazda nasienne i kroję je na ósemki. Ze śliwek wyjmuję pestkę i kroję je w kostkę. Orzechy lekko szatkuję, można je podprażyć na patelni (ja nie przepadam). Wszystkie składniki sosu dokładnie mieszam i tak przygotowanym sosem zalewam składniki sałatki.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą jabłka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą jabłka. Pokaż wszystkie posty
piątek, 1 sierpnia 2014
piątek, 13 lipca 2012
Na upał... jak już wróci
Na Stalowej zagościło lato. Nawet nie zauważyłam kiedy. Przyszło i wciągnęło mnie totalnie, po czubek głowy. Zbombardowało zapachami, owocami, warzywami, kolorami, siłą barw. Na małym kuchennym stole gościły już truskawki. Z balkonowej doniczki zrywam jeszcze ostatnie owoce. Poziomki od K. jeszcze trzymają się dzielnie. Z targu i warzywniaka przynoszę wiśnie, czereśnie, borówki amerykańskie, leśne jagody, morele, maliny, porzeczki. Oj dużo tego.
Gotuję, choć w upał niewielu chętnych na jedzenie. Za to świetnie sprawdza się kompot. Upały za chwilę na pewno wrócą.
1 jabłko albo dwa
cukier do smaku
pół cytryny
garstka listków mięty
2,5 l wody
Umyte wiśnie i jabłko pokrojone na ósemki wrzucam do garnka. Zalewam wodą i gotuję. Doprawiam cukrem, do smaku. Gdy kompot wystygnie dodaję miętę i cytrynę pokrojoną w plasterki. Wlewam do dzbanków i butelki po mleku - to miłe wspomnienie. Do naczyń z kompotem wrzucam też kilka kostek lodu. Kompot przechowuję w lodówce.
Gotuję, choć w upał niewielu chętnych na jedzenie. Za to świetnie sprawdza się kompot. Upały za chwilę na pewno wrócą.
Kompot wisniowo-jabłkowy z miętą:
1/2 kg wiśni1 jabłko albo dwa
cukier do smaku
pół cytryny
garstka listków mięty
2,5 l wody
Umyte wiśnie i jabłko pokrojone na ósemki wrzucam do garnka. Zalewam wodą i gotuję. Doprawiam cukrem, do smaku. Gdy kompot wystygnie dodaję miętę i cytrynę pokrojoną w plasterki. Wlewam do dzbanków i butelki po mleku - to miłe wspomnienie. Do naczyń z kompotem wrzucam też kilka kostek lodu. Kompot przechowuję w lodówce.
Subskrybuj:
Posty (Atom)