piątek, 1 sierpnia 2014

Jedz jabłka - z jarmużem i śliwkami

Od kilku dni kuchnia staje się narzędziem walki politycznej. Do jedzenia jabłek zachęcają wszyscy, od sprzedawców koszyków rowerowych, po wytwórców jabłkowego cydru; blogerzy piekący szarlotki, przygotowujący galaretki, przetwory i jabłkowe torty. A wszystko przez embargo nałożone przez Rosję na polskie owoce. Sytuacja kolorowa nie jest, bo są firmy, które 90% swojej sadowniczej produkcji wysyłały na wschód. Kto zapoczątkował akcję jedzenia jabłek? Nie mam zielonego pojęcia.

Nie podoba mi się włączanie kuchni i jedzenia w walkę, za to podoba mi się wyciąganie pomocnej dłoni w stronę tych, którzy tej pomocy potrzebują. Dlatego akcję #jedzjabłka traktuję jako pomoc polskim sadownikom.

Pierwsze po zimie na polskich straganach jak zwykle pojawiły się antonówki i genewy. Ja wybrałam te małe różowe, o słodko-winnym smaku. Doskonałe do jedzenia ot tak, i do sałatek.



Pierwsza ich porcja trafiła do sałatki z jarmużem. Towarzystwo śliwek i orzechów też im dobrze zrobiło.

Sałatka z jarmużu z jabłkami
5-6 liści umytych jarmużu
2 jakbła odmiany genewa (lub inne)
3 ulubione śliwski
garść, albo dwie orzechów włoskich

sos:
2 łyżki oliwy
2 łyżeczki miodu - u mnie akacjowy
1 łyżeczka gładkiej musztardy
sól
pieprz


Jarmuż myję, wycinam, główne zgrubiałe włókno, rwę go na mniejsze kawałki. Z jabłek wycinam gniazda nasienne i kroję je na ósemki. Ze śliwek wyjmuję pestkę i kroję je w kostkę. Orzechy lekko szatkuję, można je podprażyć na patelni (ja nie przepadam). Wszystkie składniki sosu dokładnie mieszam i tak przygotowanym sosem zalewam składniki sałatki.


czwartek, 31 lipca 2014

Sałata na lato, na obiad

Sałatę mogę jeść garściami, uwielbiam wszystkie jej rodzaje. Wydaje mi się, że pasuje do wszystkiego. Do delikatnie porwanych listków dodaję i owoce, i warzywa, i mięso, i ryby, oczywiście sery. Można ją mieszać i z ciężkim majonezowym sosem, lżejszym jogurtowym, sosem vinegret, śmietaną z cukrem (jak w dzieciństwie), oliwą z dodatkiem owocowych octów i tysiącem ziół czy samej oliwy.


Lato to jej czas, choć bez problemu można ją kupić przez cały rok. Ale to właśnie o tej porze roku sałata wkracza na śniadaniowe talerze, jest świetnym sposobem na szybki lunch w upalne dni, z dodatkiem ryb, serów czy grillowanego kurczaka z powodzeniem zastępuje obiad. A i na kolacje można zjeść jej miskę.

Moim podstawowym dodatkiem do sałaty jest pomidor, jeśli te dwa składniki są w domu mam co jeść. Wystarczy dodatek oliwy i już.

Dzisiejszy obiad był jednak trochę bardziej wyszukany. Zapraszam na sałatę obiadową.

Sałata z tuńczykiem i awokado
pół główki sałaty lodowej umytej i porwanej na średnie kęsy
puszka tuńczyka w oliwie lub sosie własnym
dwa pomidory
dwa jajka ugotowane na twardo
dojrzałe awokado
2 łyżeczki kaparów
sól
pieprz
oliwa z oliwek

Do dużej salaterki wrzucamy wszystkie składniki. Sałatę porwaną na kęsy, odsączonego z zalewy tuńczyka, pomidory pokrojone w kostkę lub ósemki, jajka pokrojone w promyki, a awokado w kostkę. Posypujemy kaparami i polewamy oliwą. Mieszamy, solimy, pieprzymy i jemy (uwaga, szybko znika).


 

niedziela, 27 lipca 2014

Kurki uciekają, a sierpień tuż tuż

To zdjęcie zakończyło ostatni post. Sierpień za pasem, ale lipcowe kurki jeszcze można znaleźć pod ściółką (lub na straganie). Sposobów na nie są tysiące. Ja najbardziej lubię takie podsmażone i wrzucone do jajecznicy, ale ostatnio okazało się, że sos kurkowy wyśmienity jest do szpinakowych kluseczków.

Zakupy na targu na Namysłowskiej obfitują w letnie skarby. Kurki i szpinak dostałam tam bez problemu.


Szpinakowe gnocchi z sosem kurkowym
Na kluski:
400 gramów oczyszczonego, umytego i zblanszowanego szpinaku
1 szklanka mąki
2 łyżki mąki żytniej
2 łyżki płatków jaglanych
1 jajko
łyżka masła
sól
pieprz

Na sos:
mała cebulka
ząbek czosnku
miseczka oczyszczonych kurek - około 30 dkg
łyżka oliwy
łyżka masła
200 ml śmietanki 30 procent
sól
pieprz
koperek


Do podania:
starty parmezan



Nastawiamy garnek wody, w którym będziemy gotować gnocchi  - dodajemy do niego łyżeczkę soli i łyżkę oliwy. Do przygotowanego pokrojonego szpinaku dodajemy masło o temperaturze pokojowej, mąki i płatki jaglane, jajko, sól i pieprz. Dokładnie mieszamy. Jeśli ciasto jest zbyt rzadkie dodajemy więcej mąki lub płatków. Przygotowujemy foliowy woreczek, do którego przekładamy ciasto. Nożyczkami ucinamy jeden z rogów woreczka, by powstała dziurka o szerokości około 8 mm. Do gotującej się wody wyciskami kluski, każdy odcinając nożyczkami.

Oczyszczone kurki kroimy na takie kawałki jak lubimy. Cebulę i czosnek drobno szatkujemy. W garnku z grubym dnem rozgrzewamy oliwę i masło, dodajemy pokrojoną cebulę i czosnek, następnie kurki. Podsmażamy. Dodajemy śmietanę doprawiamy solą i pieprzem. Możemy dodać koperek, ale nie jest on obowiązkowym składnikiem.

Podajemy gnocchi z sosem, posypujemy startym parmezanem.
Gdy sos się skończy można zjeść gnocchi z masłem i parmezanem.


niedziela, 6 lipca 2014

Po nocy przychodzi dzień, a po zimnie LATO, kwiaty i porzeczki

Wreszcie jest lato. Maj i czerwiec, pierwsze miesiące roku, które sprawiają, że chce się żyć, tym razem były bardzo uszczypliwe. Przez deszcze, szarość i zimno dały mi porządnie w kość.
Dziś, chce mi się krzyczeć: Rety, rety, rety ile tego wszystkiego! gdy wychodzę na poranne sobotnie zakupy na pobliski bazarek. Są jeszcze truskawki, jagody, czereśnie, maliny i bób, pojawiły się już wiśnie, porzeczki we wszystkich kolorach, jest też zielony agrest. Są cukinie w przeróżnych kształtach, młode warzywa, gdzieniegdzie sprzedają kurki. A w mojej głowie stadko pomysłów na potrawy, zmieniające się w potężne stado wraz z każdym mijanym straganem.



Gruntowe ogórki i czosnek spleciony w warkocze pchają w stronę taratora - bułgarskiego klasycznego chłodnika, bób zachęca by zrobić hummus, z nim w roli głównej, cukinia przypomina o warsztatach w Siedlisku i pysznym carpaccio, kurki chętnie wskoczyłyby do sosu ze śmietaną i koperkiem, a czereśnie dyndały bohatersko, jak kolczyki na uszach. Nie umiem robić selekcji, z bazarku wracam obwieszona torbami smakołyków. Jeśli jakiś owoców nie zjemy, zawsze znajdą swoje miejsce w mlecznym koktajlu, owocowej lemoniadzie lub klasycznym kompocie.

Ach - zapomniałabym. Zawsze wracając z targu kupuję kwiaty, które nie zmieściły się w moich balkonowych doniczkach, więc wstawiając w wazon cięte kolorowe główki stwarzam namiastkę ogrodu.

Wczoraj kupiłam wyjątkowo apetyczne kwiaty i porzeczki, które uratowały życie ricotty, którą trzeba było natychmiast zjeść.



Tartaletki z ciasta francuskiego z porzeczkami i malinami
gotowe ciasto francuskie (u mnie z Lidla)
3/4 opakowania ricotty
1 jajko
3 łyżeczki cukru pudru (lub więcej do smaku), dodatkowo cukier puder do posypania tartaletek
1/2 pudełka czerwonych porzeczek
1/2 pudełka malin



Ciasto francuskie wyjmuję z folii, rozwijam. Wycinam z niego 6 kołek o średnicy około 10-12 cm (wycinałam miseczką). Z pozostałego ciasta wycinam paski około 1 cm szerokości i naklejam obwódki na kołach (wyższy rant). Blachę wykładam papierem do pieczenia, układam na nim kółka i wkładam do piekarnika, który włączam i rozgrzewam do 200 stopni. Gdy piekarnik się nagrzewa, a kółka są w środku, obieram porzeczki z ogonków, przygotowuję masę serową. Ricottę mieszam z jajkiem i cukrem. Gdy masa i owoce są gotowe wyciągam podpieczone kółka z piekarnika. Proszę się nie przejmować wybrzuszoną częścią środkową - właśnie na nią nakładam masę serową, a na nią owoce. Wstawiam do piekarnika - temperaturę ustawiam na 180 stopni. Piekę aż ciasto nabierze złotego koloru. Po wyjęciu z piekarnika studzę i podaję oprószone cukrem pudrem.


Kupiłam też inne kwiaty i kurki...  ale o nich następnym razem.




piątek, 20 czerwca 2014

Głosuj na budżet, ale zjedz szybki obiad (agituję)

(aktualny post stricte warszawski, a przepis dla wszystkich)
Już od dziś w Warszawie można głosować na projekty z Budżetu Partycypacyjnego. To bardzo ważne głosowanie i mogą w nim wziąć udział wszyscy mieszkańcy miasta, niezależnie od miejsca zameldowania. Mało tego, głosować mogą także Ci małoletni, a dokładnie w ich imieniu mogą to zrobić opiekunowie prawni.

Mnie oczywiście interesuje Praga Północ. Każdy z nas może oddać swój głos na 5 projektów, a jest w czym wybierać: ścieżki rowerowe, parki dla psów, poprawa estetyki i czystości, promocja czytelnictwa, klub tatów, kółko ornitologiczne, place zabaw, centrum aktywizacji i wiele wiele innych. Wszystkich inicjatyw jest 50, a do wydania mamy 1,2 mln złotych. Te projekty to nasze pomysły - mieszkańców, którym zależy na tej dzielnicy i jej rozwoju, na tym by rosła w siłę, a nie odchodziła w zapomnienie, niszczejąc z roku na rok. Głosowanie jest bardzo proste - nie trzeba się ruszać sprzed komputera - wystarczy kliknąć tu: GŁOSUJ.  Głosować można do 30 czerwca, ale nie zostawiajcie tego na ostatnią chwilę.

Przed lub po wykonaniu patriotycznego obowiązku jakim jest głosowanie, o którym pisałam powyżej, warto sięgnąć po szybki, sycący obiad. Dziś pogoda nie rozpieszcza, a wiatr wiejący na Pradze urywa głowy, więc makaron z sosem jest wyśmienitym rozwiązaniem.


Makaron z sosem pomidorowym i kurczakiem
300 gramów mięsa z kurczaka -  u mnie pierś
10 suszonych pomidorów
10 suszonych na słońcu czarnych oliwek - można zastąpić tymi ze słoika
2-3 gałązki selera naciowego
pomidory w puszce krojone - albo świeże pomidory - 4 duże sztuki
szczypiorek
olej
sól
pieprz
bazylia
paczka makaronu -  u mnie sconcigli

W dużym garnku wstawiam wodę. Gdy się gotuję solę i wrzucam makaron - mój gotował się około 15 minut. W tym czasie myję warzywa, wyjmuję pestki z oliwek, pomidory kroję w kostkę, kurczaka w kawałki wielkości kęsa, selera w niezbyt wąskie plasterki, siekam szczypiorek. Na patelni rozgrzewam olej smażę na nim kurczaka, solę i pieprzę do smaku. Dodaję łodygi selera. Podsmażam kilka minut. Wrzucam suszone pomidory, oliwki i pomidory z puszki. Wszystko razem jeszcze chwilkę podgrzewam, doprawiam solą, pieprzem i bazylią. Gdy makaron jest już ugotowany - odcedzam go, nakładam na talerze, dodaję sos i posypuję szczypiorkiem. Podaję z tartym żółtym serem, a najlepiej z parmezanem.

Czas przygotowania sosu u mnie odpowiadał czasowi gotowania makaronu czyli 15 minut i już!


środa, 18 czerwca 2014

Autobusy i babeczki

Nie jest nowością, że lubię miasto. Jednak chyba nigdy nie napisałam, że lubię miasto przyjazne mieszkańcom, w szczególności tym, którzy codziennie odkrywają je na nowo, spacerują, jeżdżą na rowerach. Nie przepadam za kierowcami, którzy tworzą kilometrowe korki, zajeżdżają drogi, parkują na chodnikach, tarasują przejścia dla pieszych. W dodatku, jak się okazuje, a sprawdziłam to już nie raz, najczęściej taki kierowca przemieszcza się samochodem sam.

Przyznaję, mi czasem brakuje auta, zwłaszcza po to, by rodzinnie wyjechać za miasto czy przywieźć do domu wielokilogramowe zakupy.  Nie wyobrażam sobie codziennej podróży do pracy za kierownicą. Komunikacja miejska w Warszawie daje wiele możliwości, by dojechać w wybrane miejsce. Mówię to z pełną świadomością tego, że wiele osób się ze mną nie zgodzi, a i posypią się gromy z jasnego nieba.

W dodatku podróż tramwajem/autobusem/metrem może być wspaniałą przygodą (wiem, tu antyprzykładów też się znajdzie wiele). Ja chętnie słucham cudzych rozmów, wyrwanych z kontekstu opowieści, podczytuję czyjeś książki i czasopisma, zdarza mi się rozwiązywać w myślach czyjąś krzyżówkę.
Ostatnio pewien pan w autobusie, chyba prawnik, powiadał koledze o pewnej pani, która miała dwóch mężów (nie na raz), a historia dotyczyła sprawy dziedziczenia kamienicy przez jej chyba prawnuki. Pani miała dwa nazwiska, zaś w pokoleniu jej potomków wszystko się już bardzo wymieszało i bardzo trudno dojść kto jest kto...  Nie wiadomo też, co dalej ze spadkiem.W każdym razie największym problemem w tej całej sprawie byli ci dwaj mężowie starowinki. Pan prawnik miał pewien pomysł jak wszystko rozwiązać, ale już o tym nie usłyszałam... wysiadł z autobusu.

Jak nie podsłuchuję współpasażerów lub nie czytam ich książek to sięgam po swoje lektury. Jakiś czas temu jeździłam z "Zapachem truskawek" Anny Włodarczyk. Dziś czas na babeczki inspirowane tą książką.


Babeczki kokosowe z nadzieniem rabarbarowo-jeżynowym  - inspirowane przepisem z "Zapachu truskawek" Anny Włodarczyk

200 g mąki 
200 g wiórek kokosowych
100 g cukru pudru
1/2 łyżeczki soli
1 jajko
200 g masła
słoiczek dżemu rabarbarowego (u mnie świeżo smażony)
słoiczek dżemu jeżynowego
troszkę wody

Mąkę mieszam z wiórkami, cukrem, solą, jajkiem, masłem. Zagniatam jednolite ciasto, które na 15 minut wkładam do zamrażalnika. W tym czasie w rondelku na niewielkiej ilości wodu podgrzewam dżemy rabarbarowy z jeżynowym. Dokładnie jej mieszam. Odstawiam do ostudzenia. 
Przygotowuję foremki na babeczki. Wysmarowuje je masłem. Wyciągnięte z zamrażalnika ciasto dzielę na pół. Jedną porcją wykładam wszystkie foremki (mi wyszło 12), nakłuwam ciasto widelcem. Tak przygotowane wkładam do piekarnika nagrzanego do 190 stopni na 10 minut. Wyjmuję i studzę. Do tak przygotowanych babeczek nakładam masę dżemową. Babeczki zamykam drugą porcją ciasta. Nakłuwam widelcem i znów wkładam do piekarnika, na około 15 minut.
Oczywiście nadzienie może mieć różne inne smaki, wg. waszego widzimisię.




wtorek, 17 czerwca 2014

Wiosenne porządki trwają latem - tarta ze szparagami

Na wpis mam tyle czasu ile trwa program mojej zmywarki. Dzień w domu sprawia, że wiele spraw jest do nadrobienia. W wielu kątach piętrzy się sterty niepotrzebnych rzeczy. Nie wiem jak to się dzieje, ale jestem zbieraczem, co gorsza jeszcze większym "chomikiem" jest T. więc razem tworzymy w domu niezłe składowisko przeróżnych rzeczy, które na pewno się przydadzą. Aż się boje co będzie jeśli przyjdzie nam się gdzieś przeprowadzać, na razie nam to nie grozi.

Ostatnio jednak stwierdziłam, że czas pozbyć się wielu niezbędnych, a jednak nikomu niepotrzebnych rzeczy. Do śmieci poleciała fura przeterminowanych kosmetyków i urodoniezbędnych przydasiów. Trzy torby moich ciuchów oddałam, okazało się, że w domu są nawet książki, których nie chcemy mieć. Wciąż jednak jest szuflada, którą regularnie omijam. Już sama nie wiem co w niej jest, czyli na pewno nic potrzebnego. Jak pomyślę dłużej to okaże się, że cała komoda z tą szufladą mogłaby opuścić nasz lokal. Tymczasem stoi i zajmuje miejsce.

Z zasady nie pozbywam się skarbów z kuchni, trzymam kubeczki, talerzyki, półmiski i miseczki, wiele różnych naczynek o dziwnych kształtach i funkcjach. Ostatnio okazało się, że form do tarty o średnicy 23 cm mam trzy: metalową, szklaną i ceramiczną.
Czas więc ją wykorzystać i nadrobić zaległości szparagowe.

Tarta ze szparagami
Ciasto:
200 gramów mąki
100 gramów masła
1 jajko
pół łyżeczki soli
Farsz:
pęczek białych szparagów - obranych i zblanszowanych, a potem zahartowanych w zimnej wodzie
zielone: u mnie garść natki pietruszki, garść koperku, garść szczypiorku czosnkowego
2 jajka
3 łyżki śmietanki 30%
3 łyżki śmietany - u mnie 16% (śmietanę można dać jednego rodzaju - ja wykańczałam resztki z lodówki)
120-130 gramów serka mascarpone

Wszystkie składniki ciasta dokładnie połączyć, jeśli potrzeba można dodać łyżeczkę wody. Gotowe ciasto owinąć folią spożywczą i wstawić na 30 minut do lodówki. Następnie wyjąć i wyłożyć nim formę do pieczenia tarty. Nakłuć widelcem, by podczas pieczenia ciasto nie wstało. Formę włożyć do piekarnika nagrzanego do 180 stopni. Piec około 15 minut.

W salaterce wymieszać jajka ze śmietaną i serkiem (serek jest dość zwarty ale chwila cierpliwości i efekt osiągnięty). Dodać zioła, doprawić solą i pieprzem. Dorzucić przygotowane wcześniej szparagi, pokrojone w około 2 centymetrowe kawałki. Wszystko dokładnie wymieszać.

Gdy spód tarty jest już podpieczony przygotowaną masę wylać na niego równomiernie. Wstawić znów do piekarnika - temperatura 180 stopni - czas 20-25 minut.  



W kuchni na Stalowej

Related Posts with Thumbnails