Pokazywanie postów oznaczonych etykietą żurawina. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą żurawina. Pokaż wszystkie posty

środa, 1 stycznia 2014

Zimy mi nie brak

Zimy ani śladu.
Jest trochę za ciepło, trochę za szaro, trochę zbyt listopadowo, a to już styczeń.
I mimo że gdy byłam małą dziewczynką zawsze chciałam ją polubić, mówić: "moją ulubioną porą roku jest zima", to nigdy mi to nie wyszło. Cieszę się, gdy pada pierwszy śnieg, ale jeszcze bardziej się cieszę, gdy zima co roku odchodzi na kilka miesięcy. Jedyne czego mi brakuje, to tego, że nigdy nie zaciągnę Młodego na sankach do przedszkola (nawet jak spadnie śnieg to zasypią go solą lub odśnieżą).

Zimę rozgrzewam po swojemu - rano kubkiem gorącej kawy i owsianką, wieczorem herbatą - zwykłą czarną z cukrem. Zapalam świeczki, zerkam na Stalową. Czy już mówiłam, że nasza Panna podwórkowa ma nowe ogrodzenie?

Czasem piekę ciasta. To podpatrzyłam u Chillibite. Doskonałe do porannej kawy, łatwe w przechowywaniu i przygotowaniu. Oryginalny przepis mówi o 400 gramach suszonych fig, stwierdziłam, że będzie zbyt słodkie, stąd moje własne suszono-owocowe fantazje. I tak karmelowy figowiec stał się karmelowym bakaliowcem.



Karmelowy bakaliowiec
130 gramów miękkiego masła
50 gramów brązowego cukru
200 gramów mąki
1 żółtko

200 gramów suszonych fig
200 gramów suszonej żurawiny, rodzynków, suszonych śliwek ( w dowolnych proporcjach)
140 gramów brązowego cukru
280 gramów wrzątku (uwaga woda podana w gramach!!!)
dla chętnych papryczka chilli



Ciasto. Masło miksuję z cukrem - około 10 minut. Dodaję mąkę i żółtko. Na koniec wyłączam mikser i łączę wszystko na jednolitą masę. Foremki wykładam papierem do pieczenia. Wykładam ciasto i nakłuwam je widelcem. Wkładam do piekarnika na około 30 minut w temperaturze 190 stopni.

Bakalie oczyszczam z ewentualnych ogonków. Do garnka wlewam wrzątek, a w nim rozpuszczam cukier. Dodaję bakalie, chilli i gotuję około 30-40 minut. Powinny powstać bakalie w gęstym karmelu. Wyjmuję papryczkę chilli. Bakalie w karmelu przekładam do blendera i miksuję na gładką masę. Wykładam ją na upieczony spód i wygładzam. Wkładam blaszki jeszcze raz do piekarnika na około 5-10 minut.
I gotowe.
Małe kawałeczki, kosteczki ciast są wyśmienite do porannej kawy.


środa, 7 listopada 2012

Wieczorne umilacze

Cisza.

To coś, co wieczorem lubię najbardziej. Gaszę zbędne światła. Czasem uciekam do kuchni, na chwilę jedną, drugą... Czasem na pół, żeby jeszcze wykorzystać pęd dnia i zrobić to, czego nie udało się zrobić za dnia. W listopadzie wieczór to już noc. Wyraźny księżyc świeci na niebie, na pewno świecą się latarnie (choć muszę przyznać, że Stalowa ostatnio została zaniedbana przez jasność - jednak wszystko wskazuje na to, że i ciemność wyjdzie jej na zdrowie). Miasto jeszcze żyje, choć jakby ciszej, więcej słyszę wiatru.
Podobno wieczorem nie należy pić kawy, podobno pobudza i trudno zasnąć. Jestem ostatnią osobą, która ma problemy z zasypianiem, mimo to sięgam po kubek herbaty, dziś z sokiem malinowym, wczoraj z tym z pigwy.

Lodówka.

Nieważne czy pełna czy hula w niej wiatr, na pewno coś w niej znajdę. Wyjem suszone pomidory albo ogórki kiszone, może kawałek wiejskiej kiełbasy. Podobno wieczorem nie należy się objadać, podobno gorzej się śpi, rzadko hołduję tej zasadzie, jedzenie jest przecież takie przyjemne.
Ostatnio we własnej lodówce znalazłam ciasto francuskie i kawałki serów. W koszyku z owocami leżały gruszki. Do tego zestawu dołączyła też żurawina.

Gruszki z serem na cieście francuskim
porcja dla 2 osób
pół gotowego ciasta francuskiego (kupuję w lidlu)
2 obrane gruszki, u mnie konferencje, dość twarde
około 50 g sera gorgonzola
około 50 g sera typu Camembert
4 łyżeczki żurawiny


Ciasto francuskie kroję na dość duże 4 prostokąty. Zawijam boczki każdego z nich. Ser kruszę i kroję na plasterki, układam na cieście francuskim. Na ser kładę połówkę (na każdy kawałek) gruszki. A w miejsce gniazda nasiennego wkładam łyżeczkę żurawiny. I do piekarnika. Na około 190 stopni. Czas pieczenia myślę, że 15-20 minut. Aż ciasto francuskie będzie złote. Smacznego.


Książka.

Nie mogę napisać, że towarzyszy mi od zawsze. Jako dziecko nie lubiłam czytać, przekonałam się dopiero, gdy w ręce wpadły mi "Niewiarygodne przygody Marka Piegusa", chyba miałam 10 lat. Dziś nie rozstaję się z książkami. Wsiadam w tramwaj na Stalowej i czytam. Podobno wieczorami czyta się najlepiej - coś w tym jest. Mój mąż ostatnio podniósł moją torbę, z którą codziennie jadę do pracy. Chyba jej waga zainspirowała go do urodzinowego prezentu. Nie, nie dostałam książek. Wraz z przyjaciółmi T. wręczył mi wynalazek z dziedziny nowych technologii - kindla. Tak, wiem, że to nie to samo co papier, kartki, zapach książki, ale argument wagowy jest na plus. Jadąc do pracy wiozę ze sobą kilka powieści o wadze kilku deko.

Podobno, na tym urządzeniu można też czytać blogi (może ktoś wie jak to zrobić?). Jeszcze się go uczę i oswajam z nim. Początki mamy całkiem niezłe, choć zdjęcie zrobiłam, jak był wyłączony, nie otworzyłam książki.


Kolorowych snów! Ja zaczynam mój wieczór.

W kuchni na Stalowej

Related Posts with Thumbnails