Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przetwory. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przetwory. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 1 lipca 2013

Zmobilizowana i nocne Polaków czereśnie

Zmobilizowana do napisania posta na blogu, poczułam się po jednym z dzisiejszych maili. Czasem jeden mały sygnał sprawia, że sama zadaję sobie pytanie: dlaczego nic nie napisała, ile można wykręcać się brakiem czasu i tym, że na co dzień dużo piszę, że tyle się dzieje wkoło, że nie można znaleźć minut na nowy wpis. Tak więc minuty się znalazły.

Na balkonie zmobilizowały się też pomidory, a właściwie ich krzaczki by wydać plon. Pięć małych pomidorków już się zieleni. Jestem z nich tym bardziej dumna, że krzaczki pomidorów wyhodowałam z ziarenek, a dziś zajmują już pół mojego, skromnego balkonu na Stalowej.


Wieczorami oprócz zwykłego gotowania robię przetwory, zamykam na zimę smaki i zapachy lata. Do tego też zmobilizowały mnie pewne fakty: po ponad 4 latach mieszkania na Stalowej mam swoją własną piwnicę, w dodatku z okienkiem. Z tej okazji do słoików powędrowały już truskawki i rabarbar. W planach jagody, maliny, porzeczki, agrest, borówki amerykańskie i wiśnie.  W tym roku pierwszy raz zamknęłam w słoikach czereśnie.



Kompot z czereśni
1 kilogram czereśni mocnoczerwonych
1/2 szklanki cukru
1 litr wody
i fenomenalna drylownica z przyssawką od K. - oficjalnie dziękuję.

Czereśnie umyłam. Oderwałam ogonki i usunęłam z nich pestki. Następnie wsypałam do garnka i zalałam litrem wody. Dodałam cukier. Gotowałam na wolnym ogniu. Gdy na powierzchni zebrała się piana usunęłam ją łyżką cedzakową. Doprowadziłam do wrzenia i gotowałam około 20 minut.
Słoiki wyparzyłam gorącą wodą. Użyłam dwóch słoików, jeden o pojemności 0,9 drugi 0,3.
Wlałam kompot do słoików (wraz z czereśniami), zakręciłam, odwróciłam do góry nogami i wstawiłam do zimnego piekarnika. Piekarnik ustawiłam na 120 stopni i piekłam kompot w słoikach przez 20 minut. Potem wyłączyłam piekarnik i zostawiłam w nim słoiki do ostygnięcia - w moim przypadku do rana.

Bardzo przyjemnie gotuje się w nocy, gdy słychać tylko ciszę.
 


A na Stalowej sporo zmian. Wkrótce będę miała piękną czystą klatkę schodową, jasne barwy zastąpią obdrapane, pomazane i brudne mury. Nowy podjazd do naszej bramy już się buduje.

 Dobranoc!


środa, 29 sierpnia 2012

Gruszkowe wariacje

Sierpień to czas przetworów. Moja mama patrzy na moje słoiki i się śmieje. Kiwa głową ze zrozumieniem, nawet coś podpowiada, a myśli sobie, co sobie myśli - "Przejdzie jej". Gdy pierwszy raz robiłam przetwory, a wcale nie było to tak dawno temu (nie licząc tych, w których musiałam pomagać będąc dzieckiem) wyglądało to na zwykłą fanaberię. Wtedy zrobiłam konfiturę morelową, przy okazji parząc sobie palce gorącymi połówkami owoców. Skąd miałam przepis? Nie pamiętam, pewnie z "Kuchni polskiej". Dziś w sprawach przetworów raczej sięgam po rodzinne przepisy, zdaję się na własne eksperymenty, przeszukuję blogi w poszukiwaniu inspiracji, bądź "gotowca", który trafi w mój smak.

W żółtej misce zostało mi kilka bielańskich gruszek - to nie są owoce, które mogą się zmarnować, ale ja dojrzałych gruszek nie jadam. Lubię twarde i soczyste owoce, o zielonej skórce. Opracowałam swój własny, rytuał jedzenia gruszek, takich jak lubię. Na miękkie owoce musiałam znaleźć sposób. Gruszki z tymiankiem to połączenie, które gdzieś kołatało się w mojej głowie. W tej konfiguracji miały więc trafić do słoików ich los okazał się jednak inny...

Gruszki z tymiankiem
9 dojrzałych bielańskich gruszek
4-5 świeżych gałązek tymianku
troszkę wody

Gruszki umyłam i obrałam. Pokroiłam w niewielkie kawałki. Wrzuciłam do garnuszka i podlałam niewielką ilością wody. Podsmażałam kilka minut by puściły sok i powoli zamieniały się w gruszkową masę. Dodałam gałązki tymianku. Jeśli ktoś sobie życzy może dodać łyżeczkę lub dwie cukru. Kolejne kroki miały być następujące: wyparzyć słoiki ( w piekarniku, w temperaturze 120 stopni, przez 20 minut), zapakować gruszkowe przetwory do słoików, odwrócić do góry nogami i jeszcze raz do piekarnika na około 25 minut (temperatura bez zmian).


Stało się jednak inaczej... brak koncepcji na obiad dla mnie i Młodego sprawił, że gruszki zjedliśmy z makaronem i jogurtem (może być też śmietana). To taka nasza wersja ryżu z jabłkami i cynamonem :)

W kuchni na Stalowej

Related Posts with Thumbnails