Pokazywanie postów oznaczonych etykietą fasola. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą fasola. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 6 listopada 2012

Zwolnienie i zupa z bakłażanów

Nie wiem czy wiecie, ale jak ma się dzieci to wychodząc do pracy można nawet wypocząć. Tymczasem zapalenie oskrzeli, które się nie wiem skąd przyplątało, sprawia, że przez najbliższe dni nie wypocznę, bo do pracy nie pójdę. Nie wypocznę podwójnie, bo nawet z Młodym na spacer nie pójdę, co sprawi, że będziemy siedzieć w domu we dwoje non-stop. Tak więc oby do soboty  (dobroduszna doktor zgodziła się, bym wtedy już wyszła z domu - to taka wzmianka, jakby ktoś ode mnie z pracy czytał - pozdrowienia ślę, pracusie).

Zwolnienie jest też doskonałą okazją na nadrobienie zaległości na blogu. Tym wpisem przekraczam zaklętą dziewiętnastkę (ilość wpisów na blogu w zeszłym roku).



Już jakiś czas temu miałam opowiedzieć o cośrodowych zakupach pod fortecą. Na ulicy Zakroczymskiej 12 stoi forteca, mieści się w niej restauracja o takiej samej nazwie. A co środę, pod główne wejście podjeżdżają dwa wielkie samochody pod sufit zapakowane warzywami. To Pan Ziółko i jego świta.
Zazwyczaj jadę tam z Młodym, potem wracamy na piechotę do domu, bo pojazd Młodego jest zapakowany po brzegi różnymi warzywami i nie mam sił wnieść go do tramwaju. Niestety nie mam też zdjęć skrzynek i skrzyń, które ustawione są równiutko pod kolorowymi namiotami, ale naprawdę nie sposób przeoczyć tego warzywniaka.

W środy pod fortecą pachnie samym dobrem. Sałaty, zioła, pomidory, czosnek, cebula, dynie, patisony, bakłażany, cukinia...kolorowe marchewki, kalafiory - tam można znaleźć wszystko, w zależności od sezonu.



Dodatkowy atut to uprawa organiczna. Wszystkie warzywa są właśnie w ten sposób hodowane. Wreszcie dostaję marchewki o fikuśnych kształtach, w dodatku całe w piachu. Ze spokojnym sumieniem mogę kupić dwa kilo, bo nie psują się po 3 dniach od zakupu - jak te równe pomarańczowe patyczki, które zazwyczaj dostajemy w warzywniakach.



Czasem jednak środę spędzam w pracy (lub choruję w domu) i nici z ekowarzyw od Pana Ziółko. Na szczęście znalazł się ktoś, kto ekowarzywa przywiezie prosto do mojego domu to: Waw.rzywniak - a więcej o tej inicjatywie możecie przeczytać TU. Szczerze mówiąc nie wiem czy już powinnam ich chwalić, bo pierwsza dostawa przybędzie do mnie dopiero w sobotę.

A z tych bakłażanów powstała zupa, której podstawą był przepis Jamiego Olivera o nazwie Zupa z bakłażana, fasoli i sera ricotta. Moja wersja troszkę inna:
Zupa z bakłażana fasoli i sera feta
140 gram fasoli moczonej całą noc
2 duże bakłażany
łyżka oliwy z oliwek
ząbek czosnku przeciśnięty przez praskę
kawałeczek papryczki chili
trochę posiekanej bazylii i pietruszki
sól
pieprz
300 ml bulionu warzywnego lub mięsnego
ser ala feta - taki z kartonika.

Namoczoną fasolę trzeba odsączyć i zalać w garnku wodą. Ugotować do miękkości czyli trzeba gotować prawie godzinę (tu ślę pozdrowienia dla Brata). W tym czasie bakłażany należy umyć i nakłuć nożem. Całe wstawić do piekarnika na 40 minut w temperaturze 200-220 stopni.

Do garnka wlewamy oliwę, podgrzewamy, do niej wrzucamy czosnek, chili, bazylię i pietruszkę. Gdy bakłażany się upieką trzeba je przekroić na pół i wyjąć cały środek i dodać go do ziół i oliwy. Do tego dodać ugotowaną fasolę i bulion. Gotować 15-20 minut i doprawić. Połowę takiej zupy odlewamy i miksujemy na krem. Następnie wlewamy z powrotem do głównego garnka. Ja przed podaniem posypałam fetą, ricotta wydała mi się zbyt delikatna.

Zupa nie jest zbyt fotogeniczna za to jest pyszna.




piątek, 9 lipca 2010

Mały człowiek i mięsno-warzywne wspomnienie

Mały człowiek w domu wprowadza swoje nowe porządki. Po pierwsze - ja nie dość, że nadal muszę się obejść bez serów pleśniowych to z mojej diety musiałam wykluczyć masę rzeczy (o czym już wspominałam). Dlatego dziś na obiad pulpety na parze i gotowana marchewka bez groszku...
Po drugie - pory jedzenia dyktuje on. Mowa przede wszystkich o jego porach jedzenia, do których ja się muszę dostosować. Nowe porządki też dotyczą rozłożenia różnych rzeczy - pieluch, kocyków, kremów, zabawek... bardzo to cudne i bardzo mnie cieszy. Ale nie wszystko kręci się wokół malucha, zrobiliśmy porządek w książkach. Postanowiliśmy ułożyć je na półkach kolorami - kolorami grzbietów. Biały kot znów się załapał na zdjęcie.
Zdjęcie przecięte jest białym kablem - to antena od telewizora. Zainstalowaliśmy odbiornik telewizyjny w dużym pokoju, aby oglądać mundial i dzielnie oglądamy. Stałam się zapalonym kibicem piłki nożnej. Już się nie mogę doczekać finału - Holandia-Hiszpania- w niedzielę.

W moim zbiorze zdjęć znalazłam kilka fotografii - dość apetycznych muszę przyznać. Dlatego dziś łopatka z warzywami.

Składniki:
około 600 gram łopatki (myślę że może być zastąpione piersią kurczaka lub indyka)
1 czerwona papryka
250 gram pieczarek
brokuły
pół opakowania mrożonej fasolki
kilka łyżek sosu sojowego
1/2 szklanki białego wina
olej do smażenia
3 łyżki sosu chili
sól
2-3 łyżki mąki ziemniaczanej
1/2 kostki rosołowej
trochę ostrej papryki w proszku
cukier

Mięso pokroiłam na kawałki zalałam 1/2 szklanki białego wina, sosem sojowym i sosem chili, trochę posoliłam. Wstawiłam na godzinę do lodówki. Po wyjęciu z lodówki do mięsa dodałam 2-3 łyżki mąki ziemniaczanej. Usmażyłam na oleju i wrzuciłam do miski. Na tej samej patelni usmażyłam warzywa - paprykę czerwoną w kawałkach, zblanszowane brokuły, zblanszowaną zieloną fasolkę i 250 gram pieczarek. Smażąc warzywa dodałam do nich pół kostki rosołu kurzego rozpuszczonego w połowie szklanki wody, sos sojowy, trochę ostrej papryki w proszku, i 2-3 łyżeczki cukru. Do warzyw wrzuciłam mięso i jeszcze chwilę smażyłam. Podałam z ryżem.

Na upały to może za ciepłe danie... ale może na kolacje ktoś się skusi.
Lokalnie. Odkryłam nowe miejsce na ul. wileńskiej - sklep, gdzie można kupić obrusy, zasłony, taborety, mebelki - z jedną z współwłaścicielek w środku- bardzo miłą i gadatliwą. Na językach znowu znalazła się Praga, Praga dziś.

W kuchni na Stalowej

Related Posts with Thumbnails