Miasto jest żywiołem, w którym dobrze się czuję.
Czasem jednak dopada mnie chęć wyjścia do lasu, do przyrody, nad staw.
Ostatnie doniesienia naukowców mówią, że ludzie mieszkający obok lasu lub innego terenu zielonego są szczęśliwsi. Mało tego są szczęśliwi stale, a radość powodowana awansem czy podwyżką mija po maksymalnie pół roku.
Za lasem wiosną przemawiają kalosze, kałuże i budząca się z zimowego snu przyroda.
Latem: leśne bukiety, cień, zapach żywicy, dzięcioły, jeżyny, jagody i borówki, no i grzyby... choć te to może już jesień.
Leśna jesień to grzyby, kolory i bukiety pełne liści.
Za to zimą las to ciepło, spokój i kubek gorącej herbaty lub wina zaraz po powrocie do domu, zmarznięte nosy.
Las to możliwość obcowania z przyrodą, której tak mało w mieście. Choć w parku Praskim i Skaryszewskim bez problemu można spotkać wiewiórkę i dzięcioła, to jednak nie to samo. Podglądać kopiec mrówek, można tylko w lesie, i tylko na polu obok niego można dojrzeć przemykającego zająca. Mieszkając w mieście nie zrobię nigdy takich zdjęć, a szkoda.
Mimo wszystko nie zamienię miasta na wieś, parków na las - choć czasem wolno mi o nich pomarzyć*.
A dziś marzę i marznę nad pastą rybną.
Pasta rybna
1 wędzona makrela
1/2 średniej cebuli
8 małych korniszonów (takich jak na zdjęciu)
1 łyżka majonezu lub jogurtu naturalnego
pieprz i sól do smaku (ja soli nie dodawałam)
Rybę obieram z ości i skóry, wrzucam do blendera. Dodaję pokrojoną w kosteczkę cebulę i korniszony pokrojone na plasterki. Miksuję. Dodaję łyżkę majonezu lub jogurtu. Doprawiam do smaku. Mieszam jeszcze raz i gotowe. Podaję do chleba razowego.
Pastę można też przygotować nie używając blendera. Wystarczy widelec i drobne pokrojenie cebuli i ogórków.
*świąteczna choinka stoi na balkonie - to mój mały miejski las.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ogórek. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ogórek. Pokaż wszystkie posty
niedziela, 26 stycznia 2014
czwartek, 3 czerwca 2010
Znowu burza na różowo
Chyba tym razem obejdzie się bez deszczu, choć wieje a nad Warszawę nadciągnęły straszne chmury. Grzmi i błyska się. Na Stalowej spadło kilka kropel deszczu i nic. Czyżby przysłowiowa cisza przed burzą?
Dziś aktywny dzień. Mieliśmy odwiedzić nowonarodzone zwierzątka w zoo - przede wszystkim żyrafkę. Jednak zdecydowaliśmy się na spacer po Żoliborzu. Zjedliśmy bardzo smaczny obiad w restauracji "Dziki ryż". Odwiedziliśmy ją akurat w momencie awarii prądu, więc trudno mi napisać coś o wnętrzu. Pod parasolami zjadłam danie kuchni japońskiej o nazwie Beef, mąż natomiast Tandoori pork sizzler (pieczona wieprzowina w ostrym sosie, serwowana na gorącym półmisku). Oboje byliśmy zadowoleni i z pełnymi brzuchami, bo porcje nie należały do małych.
Żoliborz to dzielnica pełna eleganckich, starszych pań i par oraz dzieci. To dzielnica spacerów.

Na deser wskoczyliśmy do Kalimby, koło parku Żeromskiego, a na Czarnieckiego zakochaliśmy się w jednym z przedwojennych domów. Tarta malinowa była tak pyszna, że nie zdążyłam zrobić jej zdjęcia, ale talerzyk też niczego sobie.


Powrót na Pragę był niemniej zajmujący. Byliśmy już zmęczeni, całodzienny spacer dawał nam się we znaki. Ale na kilka chwil odwiedziliśmy Galerię Nizio. Bardzo lubię jej wnętrze. A na ścianach od dziś - chińskie plakaty. Zachęcam do wyprawy.
Przed powrotem do domu - piwo na różowo, na podwórku 11. Listopada 22.

Skoro od wczoraj ciągnie się przez moje wpisy ten różowy. To i wieczorna przekąska znów na różowo. Tym razem delikatny chłodnik.
Składniki na 2 porcje:
400 ml maślanki (ja pomieszałam maślankę z kefirem)
pęczek botwinki - lekko sparzony
szczypta soli
pęczek szczypiorku
szczypta cukru
troszkę posiekanego koperku
pół długiego ogórka
kilka rzodkiewek
Sparzoną botwinkę drobno kroję (może być cała wraz z buraczkami) i wrzucam do maślanki. Pozostałe warzywa kroję w kosteczkę, szczypiorek i koperek szatkuję - wszystko wrzucam do garnka. Doprawiam solą, cukrem i pieprzem. Podaję najlepiej następnego dnia po zrobieniu, mocno schłodzony z jajkiem na twardo. To moja dzisiejsza przekąska przed burzą.
Na Stalowej nadal nie pada...
Dziś aktywny dzień. Mieliśmy odwiedzić nowonarodzone zwierzątka w zoo - przede wszystkim żyrafkę. Jednak zdecydowaliśmy się na spacer po Żoliborzu. Zjedliśmy bardzo smaczny obiad w restauracji "Dziki ryż". Odwiedziliśmy ją akurat w momencie awarii prądu, więc trudno mi napisać coś o wnętrzu. Pod parasolami zjadłam danie kuchni japońskiej o nazwie Beef, mąż natomiast Tandoori pork sizzler (pieczona wieprzowina w ostrym sosie, serwowana na gorącym półmisku). Oboje byliśmy zadowoleni i z pełnymi brzuchami, bo porcje nie należały do małych.
Żoliborz to dzielnica pełna eleganckich, starszych pań i par oraz dzieci. To dzielnica spacerów.




Powrót na Pragę był niemniej zajmujący. Byliśmy już zmęczeni, całodzienny spacer dawał nam się we znaki. Ale na kilka chwil odwiedziliśmy Galerię Nizio. Bardzo lubię jej wnętrze. A na ścianach od dziś - chińskie plakaty. Zachęcam do wyprawy.
Przed powrotem do domu - piwo na różowo, na podwórku 11. Listopada 22.

Skoro od wczoraj ciągnie się przez moje wpisy ten różowy. To i wieczorna przekąska znów na różowo. Tym razem delikatny chłodnik.
Składniki na 2 porcje:
400 ml maślanki (ja pomieszałam maślankę z kefirem)
pęczek botwinki - lekko sparzony
szczypta soli
pęczek szczypiorku
szczypta cukru
troszkę posiekanego koperku
pół długiego ogórka
kilka rzodkiewek
Sparzoną botwinkę drobno kroję (może być cała wraz z buraczkami) i wrzucam do maślanki. Pozostałe warzywa kroję w kosteczkę, szczypiorek i koperek szatkuję - wszystko wrzucam do garnka. Doprawiam solą, cukrem i pieprzem. Podaję najlepiej następnego dnia po zrobieniu, mocno schłodzony z jajkiem na twardo. To moja dzisiejsza przekąska przed burzą.

Etykiety:
botwinka,
jajko,
koperek,
ogórek,
okolice,
rzodkiewka,
szczypiorek,
zupa
sobota, 15 maja 2010
Biblioteka z kluskami na Inżynierskiej
Wczoraj cały dzień deszcz kapał nam na głowy. Wciąż chodzę w turkusowej kurtce z kapturem, która od co najmniej 2 tygodni powinna wisieć w szafie (choć bardzo ją lubię). W ramach poprawy nastroju (nie, żeby był jakiś szczególnie zły, ten mój nastrój) zafundowałam sobie wyprawę* do biblioteki na Inżynierskiej. Wśród pachnących tomów znalazłam też coś kulinarnego. "Pasta & Co. Makarony, kluski, sałatki" to pierwsza z książek kulinarnych jakie wpadły mi w ręce, a że jestem ogromną amatorką makaronów wszelakich, publikacja powędrowała ze mną do domu. W związku z tym w najbliższym czasie, można się spodziewać obfitości makaronów i klusek w kuchni na Stalowej.
Na początek kilka porad dotyczących gotowania makaronu - książkę muszę wkrótce oddać, więc chyba nic się nie stanie jak kilka rad z niej zwędzę.
A oto one:
- na 100 g makaronu trzeba wziąć do gotowania co najmniej 1 litr wody
- wodę na makaron solimy po jej zagotowaniu- nigdy wcześniej, w proporcjach jedna łyżeczka soli na każde 100 g makaronu.
- zanim wrzucimy makaron do wody, sól powinna się rozpuścić
- nie przelewamy makaronu zimną wodą, bo traci warstwę skrobi potrzebą aby sos dobrze przylgnął do klusek (wyjątek stanowi makaron przeznaczony do jedzenia na zimno lub do sosów na bazie masła).
I w nawiązaniu- przepis na błyskawiczną sałatkę makaronową (kompozycja własna).
Składniki:
100 g ugotowanego przestudzonego makaronu - u mnie penne
pół puszki kukurydzy
pół długiego zielonego ogórka
pomidor
garstka czarnych oliwek
mała młoda cebula
2 parówki
oliwa
majonez
sól
pieprz
bazylia
Makaron penne pokroiłam na połówki. Ogórka, pomidora w kostkę, oliwki na plasterki, cebulę w kostkę, kukurydzy nie kroiłam. Wszystkie składniki wymieszałam. Parówki pokroiłam w plasterki i podsmażyłam na patelni, lekko przestudziłam i wrzuciłam do miski**. Majonez wymieszałam z łyżeczką oliwy, solą, pieprzem i bazylią. Sosem zalałam sałatkę.


*taka średnia ta wyprawa - bo droga do biblioteki z kuchni na Stalowej zajmuje jakieś 3 minuty.
** Ci, którzy mięsa nie jedzą z powodzeniem mogą parówki pominąć, a dać np. kawałek żółtego sera.
Tym razem przepraszam za jakość zdjęć - znowu komórka poszła w ruch, bo w aparacie się baterie rozładowały.

A oto one:
- na 100 g makaronu trzeba wziąć do gotowania co najmniej 1 litr wody
- wodę na makaron solimy po jej zagotowaniu- nigdy wcześniej, w proporcjach jedna łyżeczka soli na każde 100 g makaronu.
- zanim wrzucimy makaron do wody, sól powinna się rozpuścić
- nie przelewamy makaronu zimną wodą, bo traci warstwę skrobi potrzebą aby sos dobrze przylgnął do klusek (wyjątek stanowi makaron przeznaczony do jedzenia na zimno lub do sosów na bazie masła).
I w nawiązaniu- przepis na błyskawiczną sałatkę makaronową (kompozycja własna).
Składniki:
100 g ugotowanego przestudzonego makaronu - u mnie penne
pół puszki kukurydzy
pół długiego zielonego ogórka
pomidor
garstka czarnych oliwek
mała młoda cebula
2 parówki
oliwa
majonez
sól
pieprz
bazylia
Makaron penne pokroiłam na połówki. Ogórka, pomidora w kostkę, oliwki na plasterki, cebulę w kostkę, kukurydzy nie kroiłam. Wszystkie składniki wymieszałam. Parówki pokroiłam w plasterki i podsmażyłam na patelni, lekko przestudziłam i wrzuciłam do miski**. Majonez wymieszałam z łyżeczką oliwy, solą, pieprzem i bazylią. Sosem zalałam sałatkę.


*taka średnia ta wyprawa - bo droga do biblioteki z kuchni na Stalowej zajmuje jakieś 3 minuty.
** Ci, którzy mięsa nie jedzą z powodzeniem mogą parówki pominąć, a dać np. kawałek żółtego sera.
Tym razem przepraszam za jakość zdjęć - znowu komórka poszła w ruch, bo w aparacie się baterie rozładowały.
sobota, 1 maja 2010
Raz...raz...raz...próba ogórków
Już wkrótce okaże się czy można? Jak już wspominałam na bazarach "kiszeniaki". Kupiłam pół kilo i niestety nigdzie nie znalazłam zestawów do kiszenia- więc niewiele myśląc kupiłam: zwykły koperek, czosnek i chrzan. W domu przystąpiłam do pracy. Ogórki robiłam zgodnie z przepisem, którego używam w sierpniu.
Składniki:
pół kg ogórków
sól
woda
zestaw do kiszenia
Ogórki umyłam poukładałam w moim ulubionym słoiku. Pionowo - ciemnymi dupkami do góry. Między ogórki poutykałam kilka ząbków czosnku, trochę chrzanu i kilka gałązek koperku.
Wszystko zalałam osoloną wodą. Solę do smaku - nie za dużo, nie za mało (wiem, że to mało precyzyjne pojęcie).
Myślę, że w niedzielę, może w poniedziałek będę testowała co wyszło (po 3-4 dniach od przygotowania).


Składniki:
pół kg ogórków
sól
woda
zestaw do kiszenia
Ogórki umyłam poukładałam w moim ulubionym słoiku. Pionowo - ciemnymi dupkami do góry. Między ogórki poutykałam kilka ząbków czosnku, trochę chrzanu i kilka gałązek koperku.
Wszystko zalałam osoloną wodą. Solę do smaku - nie za dużo, nie za mało (wiem, że to mało precyzyjne pojęcie).
Myślę, że w niedzielę, może w poniedziałek będę testowała co wyszło (po 3-4 dniach od przygotowania).



niedziela, 25 kwietnia 2010
Czy można?
Coraz częściej widzę w warzywniakach ogórki. Małe zielone tzw. kiszeniaki. No i zastanawiam się czy w związku z tym mogę sobie zrobić ogórki małosolne, czy muszę czekać do sierpnia? Mój słoik na małosolne stoi pusty od kilku miesięcy i dzielnie czeka.
Nie wiem jeszcze czy dostanę te słynne zestawy do kiszenia z koprem i chrzanem...
Tak więc pytam: czy już można?
A to schemat przedstawiający morfologię ogórka siewnego (z wikipedii).
Nie wiem jeszcze czy dostanę te słynne zestawy do kiszenia z koprem i chrzanem...
Tak więc pytam: czy już można?

sobota, 6 marca 2010
Goście za godzinę
A było to tak. Piątek na wariackich papierach. Z jednego miejsca w drugie, z metra w tramwaj i odwrotnie. Praca, wizyta tu, wizyta tam, zakupy warzywne na bazarku.
No właśnie na bazarku, który odkryłam w czwartek przy rondzie Wiatraczna. Od Stalowej to trochę daleko, ale zawsze można wsiąść w trójkę i podjechać kilka przystanków. Przy Wiatraku miałam w piątek kilka spraw do załatwienia, więc wszystko się dobrze złożyło. Zakupy nie były duże - natka, koperek, szczypiorek, sałaty, papryka, pomidory, ogórki, cykoria i jeszcze jakieś drobiazgi. Jak zwykle nie wszystko potrzebne, ale jak zwykle nie mogłam się oprzeć. Z moich pierwszych obserwacji wynika, że należy przespacerować się przez targ i sprawdzić co jest w jakiej cenie i gdzie. Mianowicie cykorię można kupić za 5 zł, ale można też za 10; papryka i za 8 zł i za 10 zł. To samo z każdym innym warzywem i owocami. Ja oczywiście częściowo przepłaciłam, ale i tak byłam zadowolona, gdyż kupiłam wszystko, co chciałam.
Wpadłam do domu około 18, a na 19 goście. Ja oczywiście w proszku, dobrze, że mąż przygotował mi różne rzeczy. Gości miało być dziesięcioro. Postanowiłam zrobić wszystko na szybko, bo i jak inaczej skoro miałam tylko godzinę.
Zaplanowałam:
już znaną sałatę z dodatkami (tylko dodałam również sałatę karbowaną i trochę innych warzyw)
koreczki
ogórki z tuńczykiem - zainspirowane tym przepisem.
zawijasy z kurczaka
koperty z ciasta francuskiego ze szpinakiem i z pieczarkami
Zamysł był taki, żeby większość podanych potraw nie potrzebowała talerzyków. Jak mówi moja mama: "raz w pysk". Przepis na koreczki znają wszyscy - ja robiłam z żółtego sera, rzodkiewek, oliwek i papryki.
Ogórki z tuńczykiem robiłam następująco:
Składniki:
3 ogórki wężowe zielone
puszka tuńczyka w sosie własnym
1-2 jajka ugotowane na twardo
pół cebulki
sól
pieprz
łyżka majonezu lub jogurtu (moim zdaniem lepszy majonez bo masa jest wtedy bardziej sklejona)
Ogórki obieram i kroję na plasterki grubości około 8 mm. Z każdego plasterka wyciągam pół środka ogórka, tych ziarenek - tworzę jakby miseczkę. W naczynku przygotowuję farsz: tuńczyk, jajka drobno pokrojone lub zmiażdżone widelcem, pokrojona cebula, sól, pieprz, majonez. Nakładam farsz do ogórkowych miseczek. Oczywiście kombinacji farszy może być mnóstwo - myślałam też o pesto, serkach różnie doprawionych...
Zawijasy z kurczaka
Składniki:
1 (podwójna) pierś z kurczaka
słoiczek suszonych pomidorów (ja nie zużyłam całego)
sól
pieprz
olej do smażenia
Pierś kurczaka kroję na plasterki - to istotne - nie kawałki a plasterki. Chodzi o to, żeby uzyskać jak najwięcej płaskich plasterków, w które swobodnie można zawinąć suszone pomidory lub inny farsz. Zawijam pomidory w mięso, spinam wykałaczkami, solę i pieprzę. Wrzucam na patelnię na rozgrzany olej. Smażę chwilkę. Usmażone podaję na liściach sałaty.
Koperty z ciasta francuskiego ze szpinakiem lub pieczarkami
Składniki:
ciasto francuskie - sklepowe
Farsz #1:
mrożony szpinak
2-3 ząbki czosnku
sól
pieprz
cukier
olej
Rozmrożony szpinak podsmażam na patelni. Wciskam czosnek, doprawiam solą, pieprzem, cukrem. Smażę tak długo, aż woda z niego odparuje. Odstawiam do wystudzenia
Farsz #2:
25 dkg pieczarek
pół cebuli
sól
pieprz
olej do smażenia
Pieczarki myję, obieram, kroję w kosteczkę, podsmażam i doprawiam. Odstawiam do wystudzenia.
Ciasto francuskie kroję na malutkie kwadraty. Na środek kładę po łyżeczce farszu (#1 lub #2). Wszystkie cztery roki każdego kwadratu sklejam na górze. Układam na blaszce i wkładam do rozgrzanego piekarnika na 20 minut.
Trochę lipa, że nie mam zdjęć, ale naprawdę nie miałam czasu ich zrobić. Musiałam, przecież jeszcze wyjść z garnków i "zrobić coś z sobą".
No właśnie na bazarku, który odkryłam w czwartek przy rondzie Wiatraczna. Od Stalowej to trochę daleko, ale zawsze można wsiąść w trójkę i podjechać kilka przystanków. Przy Wiatraku miałam w piątek kilka spraw do załatwienia, więc wszystko się dobrze złożyło. Zakupy nie były duże - natka, koperek, szczypiorek, sałaty, papryka, pomidory, ogórki, cykoria i jeszcze jakieś drobiazgi. Jak zwykle nie wszystko potrzebne, ale jak zwykle nie mogłam się oprzeć. Z moich pierwszych obserwacji wynika, że należy przespacerować się przez targ i sprawdzić co jest w jakiej cenie i gdzie. Mianowicie cykorię można kupić za 5 zł, ale można też za 10; papryka i za 8 zł i za 10 zł. To samo z każdym innym warzywem i owocami. Ja oczywiście częściowo przepłaciłam, ale i tak byłam zadowolona, gdyż kupiłam wszystko, co chciałam.
Wpadłam do domu około 18, a na 19 goście. Ja oczywiście w proszku, dobrze, że mąż przygotował mi różne rzeczy. Gości miało być dziesięcioro. Postanowiłam zrobić wszystko na szybko, bo i jak inaczej skoro miałam tylko godzinę.
Zaplanowałam:
już znaną sałatę z dodatkami (tylko dodałam również sałatę karbowaną i trochę innych warzyw)
koreczki
ogórki z tuńczykiem - zainspirowane tym przepisem.
zawijasy z kurczaka
koperty z ciasta francuskiego ze szpinakiem i z pieczarkami
Zamysł był taki, żeby większość podanych potraw nie potrzebowała talerzyków. Jak mówi moja mama: "raz w pysk". Przepis na koreczki znają wszyscy - ja robiłam z żółtego sera, rzodkiewek, oliwek i papryki.
Ogórki z tuńczykiem robiłam następująco:
Składniki:
3 ogórki wężowe zielone
puszka tuńczyka w sosie własnym
1-2 jajka ugotowane na twardo
pół cebulki
sól
pieprz
łyżka majonezu lub jogurtu (moim zdaniem lepszy majonez bo masa jest wtedy bardziej sklejona)
Ogórki obieram i kroję na plasterki grubości około 8 mm. Z każdego plasterka wyciągam pół środka ogórka, tych ziarenek - tworzę jakby miseczkę. W naczynku przygotowuję farsz: tuńczyk, jajka drobno pokrojone lub zmiażdżone widelcem, pokrojona cebula, sól, pieprz, majonez. Nakładam farsz do ogórkowych miseczek. Oczywiście kombinacji farszy może być mnóstwo - myślałam też o pesto, serkach różnie doprawionych...
Zawijasy z kurczaka
Składniki:
1 (podwójna) pierś z kurczaka
słoiczek suszonych pomidorów (ja nie zużyłam całego)
sól
pieprz
olej do smażenia
Pierś kurczaka kroję na plasterki - to istotne - nie kawałki a plasterki. Chodzi o to, żeby uzyskać jak najwięcej płaskich plasterków, w które swobodnie można zawinąć suszone pomidory lub inny farsz. Zawijam pomidory w mięso, spinam wykałaczkami, solę i pieprzę. Wrzucam na patelnię na rozgrzany olej. Smażę chwilkę. Usmażone podaję na liściach sałaty.
Koperty z ciasta francuskiego ze szpinakiem lub pieczarkami
Składniki:
ciasto francuskie - sklepowe
Farsz #1:
mrożony szpinak
2-3 ząbki czosnku
sól
pieprz
cukier
olej
Rozmrożony szpinak podsmażam na patelni. Wciskam czosnek, doprawiam solą, pieprzem, cukrem. Smażę tak długo, aż woda z niego odparuje. Odstawiam do wystudzenia
Farsz #2:
25 dkg pieczarek
pół cebuli
sól
pieprz
olej do smażenia
Pieczarki myję, obieram, kroję w kosteczkę, podsmażam i doprawiam. Odstawiam do wystudzenia.
Ciasto francuskie kroję na malutkie kwadraty. Na środek kładę po łyżeczce farszu (#1 lub #2). Wszystkie cztery roki każdego kwadratu sklejam na górze. Układam na blaszce i wkładam do rozgrzanego piekarnika na 20 minut.
Trochę lipa, że nie mam zdjęć, ale naprawdę nie miałam czasu ich zrobić. Musiałam, przecież jeszcze wyjść z garnków i "zrobić coś z sobą".
Subskrybuj:
Posty (Atom)