Dziś jadłam śniadanie sama. Mąż w pracy, Młody jeszcze w łóżku. Łapałam chwile dla siebie. Rozkoszowałam się porannym słońcem, planowałam dzień i weekend. Popijałam codzienną kawę. Jadłam śliwki i drożdżówki, upieczone wczoraj wieczorem.
Niesamowitym jest, że w Warszawie każda dzielnica organizuje swoje święto i w ten weekend mamy Dzień Michałowa i Szmulowizny oraz festiwal Powiślenia na Powiślu. Pewnie w sobotę dojadę (bo z wózkiem) na Szmulowiznę, ale nie wiem czy starczy mi sił na Powiśle, choć zwiedzanie Centrum Nauki Kopernik to bardzo kusząca propozycja.
Jak co dzień, wczoraj odbyłam małą kulinarną podróż po znajomych i mniej znajomych blogach. I znalazłam drożdżówki z serem, u Liski, tym razem w Pracowni Wypieków. Liska znalazła go u Dagi, na blogu Z piekarnik i nie tylko... Bardzo istotne jest, aby wejść na bloga Dagi, bo tam znajduje się doskonała instrukcja zawijania bułeczek. Przepis podaję z moimi zmianami.
Składniki:
3 szklanki mąki pszennej
3/4 szklanki mleka
1 torebka suchych drożdży (7g)
1 jajko
2 żółtka
3/4 szklanki cukru
1/4 kostki masła (rozpuszczona)
1 łyżka ekstraktu waniliowego
mąka do podsypywania stolnicy
Składniki nadzienia:
ok. 500 g białego sera
cukier i cukier waniliowy do smaku (zależy od kwaśności sera)
1 jajko
1 łyżka budyniu waniliowego
Lukier:
1/2 szklanka cukru pudr
2 łyżki gorącej wody
Suche drożdże wymieszałam z mąką, cukrem, ekstraktem waniliowym. Mleko podgrzałam. Jajka ubiłam widelcem. Do sypkich produktów dodałam jajka i ciepłe (nie gorące) mleko. Wyrobiłam ciasto. Ciasto miało być dosyć gęste, napowietrzone, sprężyste i mało kleiste. Takie było! Do ciasta wlałam rozpuszczone masło i jeszcze raz wyrobiłam. Naczynie z ciastem przykryłam ściereczką i odstawiłam na 1,5 godziny.
W tym czasie zrobiłam nadzienie. Wszystkie jego składniki dokładnie wymieszałam, cukru dodałam do smaku.
Wyrośnięte ciasto odgazowałam, wbijając w nie pięść kilka razy. Odrywałam z niego kawałki wielkości pięści i wałkowałam na grubość około 0,5 cm, smarowałam serem i zawijałam jak u Dagi ("na dwa, powstały pas zwiniętego ciasta kroimy na równe kawałki, a następnie każdy z kawałków skręcamy w coś w rodzaju muszki").
Bułeczki układałam na blaszce do pieczenia w odstępach 3-4 cm, ("przykrywamy ściereczką i odstawiamy jeszcze na jakieś 20-30 minut" - ja nie odstawiłam - zapomniałam- przyp. pj). Włożyłam do rozgrzanego piekarnika i piekłam 25 minut w temperaturze 180 stopni. Mocno ciepłe posmarowałam lukrem - ale niewiele bo za lukrem nie przepadam. Jeszcze wieczorem zjedliśmy kilka - ciepłe były wyborne. Dziś już zimne trzymały swoją klasę.
Mimo iż zwiększyłam ilość sera do nadzienia zostało mi jeszcze dużo ciasta, dziś z niego powstaną drożdżówki z powidłami śliwkowymi.
Wyszło mi całkiem zgrabne stadko drożdżóweczek (12 maleńkich sztuk). Napisałam "drożdżóweczek" mimo tego, że nie przepadam za zdrobnieniami, ale drożdżówki były takie na 2-3 gryzy. Bardzo lubię małe słodkości.
Coraz bardziej mi imponujesz swoimi zdolnościami! A mi jak biszkopt nie rósł tak nie rośnie:(
OdpowiedzUsuńBywalczyni w Kuchni na Stalowej
Paulino! A może bym tak wpadła do Ciebie na takie śniadanie?:)
OdpowiedzUsuńDrożdżówki - MNIAMMM!
Bardzo apetyczne te drożdźówki;]
OdpowiedzUsuńśliczne te drożdżówki :)))a takie ze śliwkami, mniam!
OdpowiedzUsuńech... ta poranna kawa :) jak widzę, również pijasz z mlekiem :)))
Kiedyś mieszkałam na Inżynierskiej, więc niedaleko :)
pozdrawiam serdecznie!
Muszę powrócić do pieczonych bułeczek słodkich. Pewnie powrócę zimową porą. Twoje są piękne.
OdpowiedzUsuńPysznie się prezentują te drożdżówy!
OdpowiedzUsuńNa spacer z maluszkiem zapraszam w weekend do Ogrodu Botanicznego UW w Alejach Ujazdowskich na Dni Storczyków :) to fajne miejsce na pochodzenie z maluszkiem :)
@Bywalczyni: Nic się nie martw tym biszkoptem, upieczemy razem!
OdpowiedzUsuń@Anna-Maria: Zapraszam uwielbiam śniadania w towarzystwie.
@EVE: Kawa bez mleka może dla mnie nie istnieć, no chyba, że mowa espresso.
@Asiu Mamo Zosi: chętnie poczekam na Twoje bułeczki, wiem, że teraz masz inne sprawy na głowie.
@Wiewióro: Dzięki za informację, może i tam się wybierzemy...
Ale mi smaka narobiłaś na takie śniadanko:)
OdpowiedzUsuńŚliczne bułeczki! Najbardziej lubię jeszcze ciepłe.Z kawą i pianką
OdpowiedzUsuńSłonecznego weekendu!
Bardzo ładnego masz bloga, takiego z sercem.
OdpowiedzUsuńBuziaki, mieszkam niedaleko (40 km) od W-wy, więc jakoś tak blisko Mi do ciebie.
Ps: A na drożdżówki mam ochotę, oj mam i podejrzewam, że pojawią się u Mnie niebawem:D
Podrzucam przepis na dżemik z zielonych pomidorów, dobrze znany w Moim domu:
OdpowiedzUsuń1 kg zielonych pomidorów
1 kg cukru
1 szklanka wody
Pomidory pokroic w plastry i sparzyc gorącą wodą. przecedzic przez sito. Układac warstwami w naczyniu - 1 kg pomidorów przesypywac 1/2 kg cukru. Tak przesypane pomidory pozostawic na 24h. Po 24 godzinach z drugiej części cukru tzn 1/2 kg ugotowac syrop z szklanką wody. Gotowac syrop aż będzie ciągnąca nitka. Do gorącego syropu włożyc pomidory z sokiem, który puściły. Smażyc na małym ogniu aż zgęstnieją.
bardzo podoba mi się kształt tych bułeczek
OdpowiedzUsuńuwielbiam takie pyszności z rana
Nie ilość ale jakość:)
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie śniadania...
Twoje dróżdżówki wyglądają przepysznie!
Ja jutro też zjem sobie coś słodkiego z rana:)
Niezwykle apetycznie Ci te drożdżówki wyszły. Miło mi, że zainspirowałaś się moim przepisem:-)
OdpowiedzUsuń