sobota, 30 marca 2013

Smacznego farbowanego jajka

Święta to dla mnie przede wszystkim tradycja. Malowane jajka, rzeżucha, śledzie, biała kiełbasa i żurek. Nie zabraknie ich też w tym roku, choć myślę, że Młody wolałby jajko z czekolady (o tych wkrótce).
Za oknem zima, śnieg na dachach Stalowej. Wiosny wciąż nie widać, a święta przyszły.
Z tej okazji chciałam Wam życzyć pięknych domowych tradycji, uroczych pisanek, smacznych bab i mazurków, wspaniałego czasu z rodziną i mokrego Śmigusa Dyngusa.



My farbujemy jajka - naturalnie. Żółte - kurkuma. Białe - to oryginały. Niebieskie - czerwona kapusta. Brudny róż (przy dużej dawce wyobraźni) - buraki. Niebieskie przepiórcze jajo to czerwona kapusta, reszta to oryginały.
Miłego relaksu, weekendu, świąt!

Moje przepisy, które jeszcze komuś mogą się przydać na wielkanocny czas:
Pasztety
Jajka 
Ciasto drożdżowe  
Sernik z musem malinowym 
Sernik 
Miniserniki 
Chałka

niedziela, 24 marca 2013

Post z polędwicą

Nie wiem czy dziś jest post. Niniejszym na początku mojego posta chciałabym zaznaczyć, że nikogo od postu (ani posta) odciągać nie chcę, ale poniższy przepis to znowu mięso.

Dzisiejsza propozycja to wbrew pozorom nie jest mięso na zimowe, tłuste obiady, a raczej na letnią wieczorną przekąskę na balkonie. W mojej głowie pomysł powstał oczywiście przez przedłużającą się zimę i chęć przywołania lata. Wyjadam resztki zimowych zapasów, mrożone maliny i borówki amerykańskie, otwieram słoiki, które robiłam w sierpniu. Niewiele już tego zostało, ale wśród weków znalazł się jeszcze jeden słoik dżemu truskawkowo-rabarbarowego z wanilią. To dżem doskonały do drożdżowego ciasta, chałki czy świeżych bułek. Tym razem przyprawiony octem balsamiczny został zjedzony z polędwicą.

Polędwica z truskawkami i rabarbarem
jedna polędwica wieprzowa
sól
pieprz
szczypta pokruszonej papryczki chili
2 łyżki octu winnego
9 łyżek oliwy
pół słoika dżemu truskawkowo-rabarbarowego
ocet balsamiczny
rukola do podania

Mięsko oczyszczam z włókien, kroję na plasterki. Przygotowuję zalewę: oliwa, ocet winny, sól, pieprz, chili - mieszam dokładnie. Mięso rozkładam na płasko w naczyniu, zalewam. Odstawiam na 1-2 godziny do lodówki.

W tym czasie przygotowałam sos owocowy. Trochę oliwy wlałam na patelnię, dodałam dżem i kilka kropli octu balsamicznego - do smaku. Można dodać też trochę pieprzu.
Mięso po wyjęciu z lodówki wyciągam z zalewy. Na patelni mocno rozgrzewam oliwę- uważam, żeby się nie spaliła. Plasterki polędwicy układam na patelni. Nie smażę długo. Lubię jak polędwica jest lekko krwista.

Na talerz nakładam rukolę, obok niej układam mięso i dodaję łyżkę owocowego sosu.

Czekam na nowe truskawki  i rabarbar, żeby sos zrobić ze świeżych składników.
W Warszawie powstaje dużo nowych miejsc, w których można kupić prawdziwe smakołyki. Jest Le Targ w Szarej Cegle i na Solcu, jest BioBazar na Żelznej, dziś sezon rozpoczął też Pan Ziółko w Fortecy (nie poszłam na zakupy, bo zimno), a na Madalińskiego wczoraj odbył się pierwszy raz Nowy Targ - był ktoś???
Chętnie wysłucham relacji i opinii.


piątek, 22 marca 2013

Droga do chleba na zakwasie


Chleb na zakwasie chodził za mną od dłuższego czasu. Chleby z gotowych mieszanek czy na drożdżach piekłam już kilka razy, ale nie spełniały nigdy moich oczekiwań. Były za suche albo pachniały drożdżami, a nie taki efekt chciałam uzyskać. Postanowiłam wstawić zakwas. Pierwsze moje próby spaliły na panewce. Wstawiony zakwas pięknie pracował, a drugiego dnia popadał w czerń, jego zapach stawał się nie do zniesienia. Dostałam też kawałek zakwasu od A. niestety nie udało mi się go reanimować.

Mimo tych prób postanowiłam, że nie zrezygnuję z domowego chleba. Kolejnym bodźcem do przygotowania zakwasu był najnowszy (drugi) numer magazynku kulinarnego KUKBUK i przepis Michała Myszkiewicza "Jak zrobić zakwas?".

A było to tak:
Zakwas
Późnym wieczorem (pierwszy wieczór), bo wtedy zazwyczaj mam trochę czasu na gotowanie, wymyłam dokładnie słoik i zrobiłam pierwszy krok.
50 g mąki żytniej razowej + 50 g mąki pszennej (u mnie zwykła szymanowska typ 480 - dostępna w każdym sklepie) i 120 ml chłodnej wody (nie mierzyłam jej temperatury, ale woda nie była lodowata) - to wszystko trafiło do słoika. Wymieszałam składniki i wstawiłam słoik do piekarnika - tam jest dość stała temperatura. Słoika nie zamykałam.

Następnego dnia wieczorem zauważyłam już pierwsze bąbelki. Zakwas na karmienie musiał jednak zaczekać jeszcze 24 godziny.

Trzeci wieczór - wyraźnie było widać, że zakwas zwiększył swoją objętość. 100 g zakwasu przełożyłam do drugiego słoika i dodałam do niego 50 g mąki żytniej razowej i 50 g mąki pszennej oraz 120 ml wody. Zamieszałam i odstawiłam na 24 godziny.

Przez kolejne wieczory (aż do dziewiątego) dokarmiałam zakwas w identycznych proporcjach: 100 g zakwasu, 50 g mąki żytniej, 50 g mąki pszennej oraz 120 ml wody. Po każdym karmieniu zakwas dokładnie mieszałam, żeby dostało się do niego trochę powietrza. Nie skusiłam się na przygotowanie karmy dla zakwasu, która jest zaproponowana przez autora przepisu.

Po 9 dniach uznałam, że mój zakwas jest gotowy do pieczenia. Ekspertką nie jestem, ale jak widać niżej udało się.

Przez te kilka dni produkowania zakwasu, w desperacji szukałam przepisu na chleb. W domu miałam tylko mąkę pszenną typu 480, trochę mąki orkiszowej i mąkę żytnią razową. Wybór był trudny, bo w wielu przepisach chlebowych mąka pszenna występuje, jednak zazwyczaj mowa jest o mące typu 720, 650. Koniecznie chciałam, żeby mój chleb miał kształt chlebowy, nie foremkowy tylko taki prawdziwy - jak chleb

Zauroczył mnie chleb Eweliny i dokładne rady jak chleb wyrabiać, zawijać, odpowietrzać.
Wieczorem z Moniką ustaliłam, że wszystko zaczyna się od bełta -zaczynu - i mimo że bełt nie brzmi zbyt poetycko, po przygotowaniu zaczynu stwierdziłam, że trochę tak właśnie jest.

Chleb pszenno-żytni na zakwasie

Zaczyn
2 czubate łyżki zakwasu
150 g mąki żytniej razowej
150 g ciepłej wody (uwaga woda podana jest w gramach!)

Wszystkie składniki wymieszałam w misce, przykryłam folią i wstawiłam do piekarnika. Masa miała konsystencję gęstej śmietany. I ten zaczyn tak sobie pracował przez 12 godzin (a nawet 14, bo zaspałam).

Chleb
300 g zaczynu (ja dałam całą zawartość miski)
650 g mąki pszennej, u mnie typ 480, który zdał egzamin
200 g mąki żytniej
łyżka soli
450 - 500 g wody
Do zaczynu wlałam wodę i dodałam sól. Następnie wsypałam obie mąki wszystko dokładnie wymieszałam łyżką. Całą masę wyrzuciłam na blat (może być deska, jak ktoś ma) i zaczęło się wyrabianie. Delikatnie podsypywałam ciasto mąką pszenną, bo mi się bardzo do blatu kleiło.
Zagniatałam wraz z Młodym jakieś 10-15 minut. Czego efektem było elastyczne ciasto i cała kuchnia w mące.

Nasmarowałam miskę oliwą i włożyłam do niej cisto. Przykryłam miskę folią. I na 3 godziny włożyłam do piekarnika. Mniej-więcej co 45-50 minut wyciągałam ciasto, rozpłaszczałam je a następnie zawijałam, jak bym robiła kopertę - dokładna instrukcja poniżej. Przez te 3 godziny powtarzałam tę czynność 3 razy.
Po wyznaczonym czasie ciasto powinno podwoić swoją objętość. 


Gdy uznałam ciasto za gotowe uformowałam z niego bochenek. Jeden, duży i okrągły. Nie posiadam koszyka do wyrastania chleba, dlatego jego rolę zagrał durszlak wyłożony ściereczką, którą solidnie obsypałam mąką (następnym razem nie przesadzę). W takim durszlaku chleb umieściłam łączeniami do góry. I tym razem durszlak powędrował do piekarnika na 2 godziny. Po tym czasie delikatnie nacisnęłam powierzchnię bochenka by sprawdzić jak cisto reaguje - powinno po lekkim naciśnięciu wracać do swojego kształtu. Wyjęłam chleb z durszlaka - jak małe dziecko robi babki w piaskownicy, tak by łączenie, które było na górze znalazło się pod spodem. I zrobiłam nacięcie na 1 cm (nacinałam chleb pod lekkim skosem). Jak się później okazało trochę za płytko.
   

Na dole piekarnika postawiłam 3 pojedyncze foremki do muffinów napełnione wodą. Rozgrzałam piekarnik do 240 stopni i wstawiłam chleb. W takiej temperaturze piekłam 15 minut, następnie zmniejszyłam temperaturę do 200 stopni i piekłam jeszcze 25 minut. Wyłączyłam piekarnik i otworzyłam mu drzwiczki. Nie wyciągałam chleba natychmiast, bałam się, że opadnie.


Pierwsze koty za płoty czyli błędy jakie popełniłam podczas pieczenia chleba:
- użyłam zbyt dużo mąki do oprószenia ściereczki na której rósł chleb - nie wpłynęło to na walory smakowe
- nacięłam chleb zbyt płytko


Chleb okazał się główną atrakcją wieczoru w kuchni na Stalowej. Znikał bardzo szybko, na szczęście jeszcze trochę zostało. Post długi bo i pieczenie chleba dużo czasu zajmuje. Ale może jest na to jakiś sposób - jak go znajdę to napiszę.


Przepraszam tych, którzy czekają na przepis na polędwicę z truskawkami i rabarbarem. Obiecuję w następnym wpisie już będzie.

środa, 20 marca 2013

Rosół i co dalej...


Nie wiem czemu, ale tak mam - gdy dopada mnie choroba gotuję zupy. Zaczyna się zazwyczaj od rosołu. Tym razem też tak było. Siedzę od kilku dni w dom, katar nie daje mi żyć, a wiosna nie chce przyjść. Dlatego trochę udaję. W domu są tulipany i forsycja. Posadziłam już zielone na balkon - sałata, bazylia, mięta, rozmaryn i koperek. 22 marca (zgodnie z kalendarzem biometrycznym) posadzę poziomki i pomidory. W słoiku kiełkuje rzeżucha.

Podobno jest jeden plus tej utrzymującej się pogody. Jej stabilność zapewnia doskonałe warunki do hodowli zakwasu chlebowego - mój pracuje pięknie, choć ja uważam, że to dlatego, że do niego mówię. Dużo bardziej odpowiada mi stabilna wiosenna pogoda. Wiosno przyjdź!


Wracając jednak do zup. Konkretniej do rosołu. Każdy ma jakiś swój sposób na rosół. Ja ostatnio gotuję go na całym kurczaku i włoszczyźnie. Dużo mięsa i warzyw gwarantuje mi dodatkowy pyszny posiłek. Mianowicie pasztet rosołowy.
Pasztet rosołowy
Składniki:
- wystudzony kurczak z rosołu, bez kości
- wystudzone warzywa z rosołu (marchewki, pietruszki, seler)
- 1 cebula
- 1 jajko
- bułka tarta do wysypania foremek
- oliwa do wysmarowania foremek
- sól
- pieprz
- gałka musztatołowa

Mięso, warzywa i obraną cebulę mielę w maszynce do mięsa (nie jest prawdą, że zajmuje to kupę czasu). Do powstałej masy dodaję jajko i przyprawy. Mieszam wszystko dokładnie. Układam masę w foremkach wysmarowanych oliwą i posypanych bułką tartę (to po to by łatwo było wyjąć pasztet po upieczeniu). Wkładam do rozgrzanego do 180 - 200 stopni piekarnika. Piekę około 1,5 godziny i gotowe. Doskonale taki pasztet smakuje z chrzanem. Trzeba jednak zjeść go w ciągu kilku dni, zawartość warzyw sprawia, że nie będzie on długo leżakował. Z mojej porcji wyszedł mi jeden duży pasztet, w keksówce i 5 malutkich, tych w okrągłych foremkach.



Dla mnie to świetny sposób na mięso i warzywa pozostające po gotowaniu rosołu.


Wczoraj z resztki rosołu powstała oczywiście pomidorówka - najlepsza zupa na ziemi.



niedziela, 3 marca 2013

Marchewkowe pole i balkon

Dzisiejszy dzień jest leniwy, czytam Magazyn Smak, czasem pójdę do kuchni coś ugotować. Ale dziś jakoś bez zapału, jakby wywiał go wiatr.

Planuję, co posadzę na balkonie w tym roku. Będą pomidory, bazylia, tymianek, poziomki, truskawki, rukola i sałata. Może coś jeszcze jak się zmieści. Szukam roślin, najchętniej jadalnych, które lubią cień. Mogłabym wtedy przenieść część upraw na drugi balkon.

A może marchewka... Taka młoda z ziemi jest najlepsza, oskrobywana kamykiem - tak robiłam będąc dzieckiem, na działce dziadka. Potem myłam ją w beczce z deszczówką, do której wpadały maliny z pobliskiego krzaka.
W tych moich balkonowych rozważań i dziś powstały marchewki, pole marchewek.

Marchewki z nadzieniem
Składniki na ciasto:
1,5 szklanki mąki
100 g masła roztopionego i ostudzonego
2 łyżki śmietany
pół łyżeczki soli
1 jajko

żółtko do posmarowania

Wszystkie składniki mieszam razem na jednolitą masę. Władam na 10 minut do lodówki. Potem rozwałkowuję na placek grubości około 3 mm. Kroję ciasto na paski szerokości 1,5-2 cm. Paski zawijam na specjalnych foremkach-rożkach. Nawinięte ciasto smaruję rozbełtanym żółtkiem, można z wierzchu posypać solą morską. Układam na papierze do pieczenia i wkładam do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni na około 20 minut. Jeszcze ciepłe rożki zdejmuję z foremek, uważając by się nie rozpadły.


Składnik na farsz:
opakowanie śmietankowego serka Twój smak lub innego tego typu
opakowanie serka bieluch
dwie łyżki jogurtu naturalnego (u mnie jogurt z dodatkiem mascarpone)
4 suszone pomidory namoczone w oliwie
5 pomidorków koktajlowych
1/3 pęczka szczypiorku
1/3 pęczka koperku
trochę suszonej bazylii
sól i pieprz do smaku
gałązki natki pietruszki jako natka marchewki

Serki i jogurt mieszam. Dodaję pokrojone w drobną kostkę pomidory koktajlowe i suszone, drbno posiekany koperek i szczypiorek. Doprawiam solą i pieprzem. 


Tak przygotowany farsz wkładam do upieczonych marchewek. Najlepiej w tym celu sprawdza się strzykawka do dekorowania tortów, ale niewielką łyżeczką też da się to zrobić. Na koniec dodaję marchewką natkę.

Z farszami można eksperymentować i do marchewek włożyć, co się chcę.
Ja następne zrobię z pastą jajeczną i chrzanową. A za natkę posłuży może seler naciowy, sałata karbowana albo koperek.

sobota, 2 marca 2013

Męski świat i przemyt

Sobota. Od dawna pierwsza prawdziwa. Tak jak lubię. Mąż mnie obudził o 2 w nocy, zasypał wieczornymi emocjami. Zasnęłam. Młody wstał o siódmej rano, zimnymi nóżkami wpełzł pod naszą kołdrę. - Tak synku już wstaję... już zaraz śniadanie... - mówię, szukając po omacku pilotów by spacyfikować dziecko telewizją (tak wyrodna ze mnie matka). Słońce wpada przez niedomknięte rolety, wiosna nadeszła, stwierdzam koło 8.

To nic, że wieje wiatr, że żeby wyjść z domu na buzie nakładamy podwójne warstwy kremu. Jest jasno. Można bez problemu wybrać nasłonecznioną stronę chodnika i nią podążać. Granatowy wózek zapakowany jak nigdy. Kilka pustych toreb na zakupy, plecak z ciuchami na SWAP do MaMa Cafe, torba Młodego i moja. Tak, na pewno czegoś zapomniałam - książek dla m.

Na Saską Kępę docieramy dopiero około 12, ale idzie się tak przyjemnie. K. z Z. pomogły nam z wózkiem. Z. po opędzlowaniu kiełbasy z Dobrej Kiszki dzielnie czekała na letargowym stosie palet, a ryjek jej się cieszył, bo K.obładowana jogurtami, kiełbasami, mlekiem i innymi cudami. My na szybko - chałka, chleb żytni, jogurty od Mlecznej Drogi (naturalny, z malinami i twarożek waniliowy), parówki i kaszanka z Dobrej Kiszki - nie było dziś tatara. Zapomniałam o pierogach i serze... ale ludzi było tyle...

Młody towarzysz mojej wyprawy dzielnie obszczekał wszystkie psy, jakie spotkaliśmy na naszej drodze. Zaczął od psa sąsiada, który mieszka pod nami. Mieliśmy kupić plastelinę, ale zamknęli sklep z zabawkami na Wileńskim. Weszłam do Melona po drugi numer Magazynu Smak - lektura przede mną (wywiad z panem od filmu "Bydło..." wyśmienity).

***
Moi panowie uwielbiają mięso. Młody jest również koneserem pomidorów. Pomidorówka u nas króluje, a na drugie panowie najchętniej jedzą mięso - smażone, pieczone, w sosie, bez sosu, z grilla... I nawet jak wolę jeść warzywa to i tak jemy mięso. Ten męski świat. Dlatego warzywa przemycam jak się da. Do mielonych kotletów powędrował ostatnio cały kwiat brokuła.

Kotlety mielone brokułowe
1 duża podwójna pierś kurczaka
1 brokuł
3 łyżki bułki tartej
średnia cebula
1 jajko
sól
pieprz
pół pęczka koperku
3 łyżki otrębów pszennych
bułka tarta do obtoczenia
olej do smażenia


Brokuły pokrojone na małe różyczki zblanszowałam w osolonej wodzie i odcedziłam dokładnie. Pierś kurczaka oczyściłam, pokroiłam na kawałki. Brokuły i mięso przemieliłam razem przez maszynkę do mięsa (myślę, że można kupić mięso mielone, a brokuły rozdrobnić widelcem - jak ktoś nie ma maszynki). Cebulę obrałam i pokroiłam w drobną kostkę. Dodałam ją do mięsa i brokułów. Wrzuciłam bułkę tartą, otręby, jajko i posiekany koperek. Wszystko dokładnie wymieszałam i doprawiłam solą i pieprzem. Formowałam małe kotleciki. Obtaczałam  bułce tartej i na patelnię. Smażyłam z dwóch stron na rumiany kolor.
Podałam z ziemniakami i sałatą z pomidorami.



W kuchni na Stalowej

Related Posts with Thumbnails