niedziela, 7 lipca 2013

Panienka i owoce w sakiewce

Na moim podwórku stoi panienka w białej sukience i niebieskiej pelerynie. Na głowie ma świecącą w nocy aureolę. Stoi na podwyższeniu wymurowanym z kamieni, do którego sąsiedzi przyczepiają różnobarwne sztuczne kwiatki. Dla jednych to miejsce kultu, dla drugich ot, kolejna z praskich kapliczek, których w okolicy jest wiele, dla innych kicz. Dla mnie jest sąsiadką, miłą, patrzącą na wszystkich w okolicy.
Maryjka jest centralnym punktem podwórka przy Stalowej. Swoją tajemnicą przyćmiewa stojące opodal śmietniki, obdrapany zielony płotek, klepisko, które kiedyś było trawnikiem i smutny trzepak.


Sąsiedzi mówią, że panienka stoi tu od początku XX wieku. Tego początku nie znam, jedni podają datę 1905, inni 1912, ktoś mówi o 1920 roku, a inny o latach 30. XX wieku. Ostatnio usłyszałam historię, może nieprawdziwą, ale mówiącą o francuskich korzeniach Maryjki. Ta opowieść jest  trochę jak bajka o Calineczce. A miało być to tak, między jedną wojną a drugą:

Dawni właściciele kamienicy bardzo chcieli mieć dziecko. Mimo konsultacji lekarskich, znachorskich, modlitw - nic nie pomagało. Zdecydowali się na pielgrzymkę do Lourdes. Tam również prosili o upragnione dziecko. Po powrocie do Polski urodziła się dziewczynka, maleńka, bardzo chorowita. Jej rodzice znów podjęli decyzję o pielgrzymce do Francji. Tym razem wrócili do kraju z Maryjką, wykonaną przez francuskich rzemieślników. W podzięce ustawili ją w centralnym punkcie podwórka swojej kamienicy przy Stalowej.

Podczas II wojny światowej mieszkańcy codziennie zbierali się pod kapliczką na wspólnej modlitwie. Moja sąsiadka mówi, że to właśnie dzięki temu podczas wojny nie zginął nikt z jej mieszkańców. Na kamienicę spadła nawet bomba, jednak i ona nie zagroziła zdrowiu i życiu mieszkańców (ładunek uderzył w północno-zachodni róg kamienicy).




Nie wiem czy ta historia jest prawdziwa, nie zmienia to faktu, że bardzo mi się podoba. Do dziś o Maryjkę dbają mieszkańcy, niedawno miała recyklingową aureolę, z butelek po napojach. Można ją zobaczyć na okładce albumu "Kapliczki warszawskie".
Gdy się bardzo postaram to widzę panienkę z kuchennego balkonu. A  kuchni w garnkach pyrkają owoce: truskawki, rabarbar, czereśnie, dziś maliny i jagody.
Ostatnio moim odkryciem stała się crustata - ciasto o włoskim rodowodzie, dla mnie to sakiewka z owocami. Przepis z bloga Moje ciacho podaję z moimi zmianami.

Crustata - sakiewka z owocami
1 szklanka mąki pszennej
0,5 szklanki mąki owsianej
125 gramów miękkiego masła
1 jajko
3 łyżki cukru (może być biały, może być trzcinowy lub inny)
szczypta soli
Nadzienie
0,5 kilograma owoców sezonowych - u mnie: truskawki, maliny, borówki amerykańskie, maliny i czereśnie (bez pestek)
2,5 łyżki mąki ziemniaczanej
2,5 łyżki cukru
1 łyżka soku z cytryny lub limonki
kilka listów mięty 


Masło miksuję z cukrem, powoli dodaję do masy jajko. Na koniec, nie przestając miksować, dodaję sól i mąki. Odstawiam mikser i zagniatam ciasto rękami. Gdy ma jednolitą konsystencję formuję kulkę i odstawiam do lodówki na około 30 minut. 
W tym czasie myję i obieram owoce. Truskawki kroję na ćwiartki, czereśnie na pół. Mieszam z cukrem, mąką i sokiem z cytryny. Odstawiam.



Ciasto wyciągam z lodówki i wałkuję, tak aby powstało coś w kształcie zbliżonego do okręgu. Przenoszę ciasto na papier do pieczenia. Na środek wysypuję masę owocową i zawijam boki ciasta. Tworząc coś na kształt otwartej sakiewki. Przy zagięciach sklejam ciasto dość dokładnie, by zbyt dużo owocowego soku nie wypłynęło na zewnątrz.

Ciasto można posmarować rozbitym jajkiem i posypać cukrem w kryształkach - ja nie chciałam dodawać już więcej cukru, dlatego zrezygnowałam z tej opcji.


Włożyłam sakiewkę do piekarnika nagrzanego do około 190 stopni. Piekłam 30-35 minut. Przed podaniem dodałam listki mięty, można też posypać cukrem pudrem. Myślę, że można ciasto podać z waniliowymi lodami.

3 komentarze:

  1. Bardzo mi się podoba historia tej kapliczki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Byłam tu, figura być może najpiękniejsza w Warszawie a w każdym razie oryginalna. Mieszkańcy, których spotkałam na podwórku bardzo mili :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wizytę w kuchni na Stalowej i pozostawienie komentarza. Przepraszam za włączoną weryfikację obrazkową, to z powodu spamu, który zalewa blog. Mam nadzieję, że mimo to napiszesz kilka słów.

W kuchni na Stalowej

Related Posts with Thumbnails