Nie muszę chyba mówić, że uważam Stalową za jedną z najładniejszych ulic w Warszawie. Lubię ją o każdej porze roku, jak deszcz i śnieg, i upał. Lubię podlewać warzywa na balkonie, lubię, gdy na chodniku robi się kałuża, z wody, którą Młody wychlapuje z basenu. Lubię sąsiadów, nawet tych, których nie lubię, cieszy mnie to, że są. Lubię ją też jako pamiątkę po dawnej Warszawie, mimo że w bólach odzyskuje dawny blask. Za brak blasku też ją lubię. Za swojskość. Lubię mówić "Dzień dobry" pani I. ze sklepu na dole, i jej mężowi też. Kłaniać się fryzjerce i pani z naprzeciwka. Lubię jej mikroświat.
Bardzo, bardzo lubię Stalową jak grzmi i błyska. Dziś tylko pada, ale w ostatni weekend było cudnie, o tak:
Lubię kominy Stalowej.
W takie noce, jak ta w zeszłym tygodniu, piecze się najlepiej. A rano na stole stała - tarta z owocami - przepis wkrótce...
Paulina,
OdpowiedzUsuńStalowa idę praz-dwa w tygodniu.
Ma swój mikroklimat i urok.
I jej Mieszkańcy,podobni do tych z hiszpańskich i francuskich miast - przyjaźni i solidarni ze sobą.
Pozdrawiam Cię z drugiego krańca Warszawy!
Amber - to wypatruj mnie pod 11 :) Uściski!
OdpowiedzUsuńCześć,
OdpowiedzUsuńtrafiłam tu trochę przypadkiem ale chyba zagoszczę na dłużej. Zdjęcia Stalowej piękne, przepisy inspirujące - a trochę już blogów o gotowaniu przejrzałam. No i moja kuchnia na Stalowej tez już na mnie czeka - niedługo wprowadzamy się pod numer 1;) Pozdrawiam!
W takim razie witam sąsiadkę :)
Usuń