...dokładnie w lutym, lub jego okolicach, było bardzo bardzo zimno. A ja zaczęłam chodzić po Warszawie. 3 swetry, dwie pary rękawiczek, szaliki i czapki nie pomagały, gdy stałam na skrzyżowaniu Freta i Długiej przy najmniejszej posesji w Warszawie i słuchałam o kościołach Nowego Miasta. Im było cieplej, tym było ciekawiej. Temperatura to ważny czynnik, bardzo wpływający na jakoś zwiedzania.
Ale do rzeczy. W owym lutym rozpoczęłam kurs na przewodnika miejskiego po Warszawie. A ostatni tydzień przyniósł jego ukoronowanie w postaci zdanego egzaminu. Udało się. Zajęcia po 4 razy w tygodniu po kilka godzin sprawiły, że wypadłam z blogowego świata. Zwyczajnie zabrakło mi czasu. Przez te kilka miesięcy nie opuściłam jednak kuchni. I tak powstały kolejne słoiki soku malinowego, dwa rodzaje nalewki z pigwy, kilka wariacji na temat potraw z ciastem francuskim... ach za dużo by wymieniać. Niektóre na pewno się jeszcze tu pojawią. Tymczasem zapraszam na wycieczki po Warszawie, jeśli ktoś mimo jesiennej szarugi będzie miał na nie ochotę. A końcowy komunikat dzisiejszego wpisu brzmi: Wracam do kuchni na Stalowej i zapraszam.
Ty już wiesz i ja już wiem i bardzo się cieszę!!!!
OdpowiedzUsuńFajnie, że wróciłaś :) i gratuluję zdanego egzaminu. Buziaki.
OdpowiedzUsuń