Zima. Sól. Mam buty w białe szlaczki. Jestem ogromną amatorką soli spożywczej (wiem, że to niezdrowe), ale na chodnikach jej nie znoszę. Wolę piach, śnieg, błoto.
Sól uwielbiałam od dziecka. W moim rodzinnym domu solniczki nie działały, bo zawsze znalazła się chwileczka by oblizać ich wieczko. Pamiętam jak mama mnie za to goniła. Drugim rarytasem było masło, wyjadane palcami z maselniczki. Do dziś lubię zjeść kanapkę z masłem i solą. I mimo że znam osoby, które z używania soli zrezygnowały, to ja sobie nie wyobrażam jedzenia bez niej. A skoro już o soli - to od 3 dni w wodno-solnym roztworze z warzywami i ziołami moczę mięso na obiad. Test przede mną.
A na Stalowej kolejne zmiany. Zakończył się remont chodnika, czego nie mógł nie odnotować jeden z praskich radnych. Wielu mieszkańcom Stalowej (a może wszystkim) do skrzynek pocztowych wrzucił listy ze zdjęciami ulicy przed i po remoncie. Może chodziło tylko o poinformowanie mieszkańców, że mają prawo zgłaszać ewentualne reklamacje w sprawie tego remontu, ale ja czuję jakiś niesmak. Setki kartek, kopert i kolorowego tuszu zostało zmarnowanych - no ewentualnie trafiło na kupki z makulaturą, plus praca ludzi. Mam wrażenie, że czas poświęcony na przygotowanie tego listu, praca i materiały, mogły być lepiej spożytkowane. A może się czepiam...
Zamiast tworzyć listy, wolę zrobić knedle. Inspiracji do knedli dostarczył mi ten przepis.
Zimowe kaszowe knedle
300 g ugotowanej kaszy pęczak (obie kasze gotowałam normalnie w osolonej wodzie z łyżką oliwy - waga już po ugotowaniu)
130 g ugotowanej kaszy kukurydzianej
4 łyżeczki mąki ziemniaczanej
brązowy cukier do smaku
można dodać cynamon (do śliwek super pasuje)
suszone śliwki
Ugotowane kasze przemieliłam w maszynce do mielenia mięsa. Dodałam do
nich 4 łyżeczki mąki ziemniaczanej - wymieszałam dokładnie ręką,
dosłodziłam trochę. I włożyłam do lodówki na 30 minut. Z tej masy robiłam
knedle. W środki wkładałam po 1 suszonej śliwce. Na koniec trochę
posypałam mąką ziemniaczaną. Wrzucałam na wrzącą wodę i gotowałam aż
wypłynęły i jeszcze 3 minuty. Wody na knedle nie soliłam, ale
posłodziłam. Podawać można same, z jogurtem, miodem, cynamonem - super
wyszły.
Myślałam, żeby wodę do gotowania posłodzić miodem, ale Młody
ma uczulenie na miód, więc odpuściłam. Wyszło mi 15 knedelków.
A i jeszcze Pan Guma zaraz do nas wraca.
Super knedle, wyglądają bardzo apetycznie.
OdpowiedzUsuńtęsknię za tymi z końca lata, ale na zimę takie są jak znalazł!
OdpowiedzUsuńKnedelki mniam... Ale dlaczego jesteś smutna??
OdpowiedzUsuńPaulina smutna? Eee niemożliwe...
OdpowiedzUsuńKnedle smakowite...tylko ja nie mam maszynki do mielenia :(
Wreszcie wyczekiwany przepis na knedle. :)
OdpowiedzUsuńChyba jutro zrobię!
Dotychczas prym u mnie wiodą knedliki czeskie bułczano - drożdzowe, a te Twoje bardzo mnie zaintrygowały. Zapisuję i chętnie zrobię. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń