Od kilku dni kuchnia staje się narzędziem walki politycznej. Do jedzenia jabłek zachęcają wszyscy, od sprzedawców koszyków rowerowych, po wytwórców jabłkowego cydru; blogerzy piekący szarlotki, przygotowujący galaretki, przetwory i jabłkowe torty. A wszystko przez embargo nałożone przez Rosję na polskie owoce. Sytuacja kolorowa nie jest, bo są firmy, które 90% swojej sadowniczej produkcji wysyłały na wschód. Kto zapoczątkował akcję jedzenia jabłek? Nie mam zielonego pojęcia.
Nie podoba mi się włączanie kuchni i jedzenia w walkę, za to podoba mi się wyciąganie pomocnej dłoni w stronę tych, którzy tej pomocy potrzebują. Dlatego akcję #jedzjabłka traktuję jako pomoc polskim sadownikom.
Pierwsze po zimie na polskich straganach jak zwykle pojawiły się antonówki i genewy. Ja wybrałam te małe różowe, o słodko-winnym smaku. Doskonałe do jedzenia ot tak, i do sałatek.
Pierwsza ich porcja trafiła do sałatki z jarmużem. Towarzystwo śliwek i orzechów też im dobrze zrobiło.
Sałatka z jarmużu z jabłkami
5-6 liści umytych jarmużu
2 jakbła odmiany genewa (lub inne)
3 ulubione śliwski
garść, albo dwie orzechów włoskich
sos:
2 łyżki oliwy
2 łyżeczki miodu - u mnie akacjowy
1 łyżeczka gładkiej musztardy
sól
pieprz
Jarmuż myję, wycinam, główne zgrubiałe włókno, rwę go na mniejsze kawałki. Z jabłek wycinam gniazda nasienne i kroję je na ósemki. Ze śliwek wyjmuję pestkę i kroję je w kostkę. Orzechy lekko szatkuję, można je podprażyć na patelni (ja nie przepadam). Wszystkie składniki sosu dokładnie mieszam i tak przygotowanym sosem zalewam składniki sałatki.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą śliwki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą śliwki. Pokaż wszystkie posty
piątek, 1 sierpnia 2014
niedziela, 29 grudnia 2013
Ani się spostrzegłam
Już można odliczać godziny do nowego roku.
A jaki był ten stary?
Czy trzynastka przyniosła pecha?
A może obfitowała w nowe przyjaźnie, miłości, nowe mieszkania, podróże, dalekie lub bliskie przeprowadzki, nowe odkrycia kulinarne albo rozkosze związane ze starymi, dobrze znanymi, ulubionymi smakami? Ktoś powiększył rodzinę, może dom u niego znalazł kot lub pies? Może ktoś kogoś pożegnał, ktoś inny kogoś przywitał? Może spełniły się marzenia, a może narodziły nowe?...
Macie postanowienia noworoczne? Ja tu znalazłam kilka fajnych pomysłów - klik.
Mówią, że lepsze jest wrogiem dobrego. Dlatego na nowy rok życzę tylko, a może aż, wszystkiego dobrego.
A całkiem dobry jest śledź ze śliwkami.
Śledzie ze śliwkami
600 gramów śledzi matiasów
0,5 łyżeczki ziela angielskiego
0,5 łyżeczki goździków
1 łyżeczka jałowca
cebula lub dwie
2 słoiki śliwek w occie - u mnie domowe, ale mogą być też sklepowe
sól
cytryna
olej
Śledzie moczymy kilka godzin w wodzie by oczyścić je z zalewy solonej. Następnie wkładamy do szklanego naczynia i zalewamy octem ze śliwek - ocet musi przykryć wszystkie śledzie. Odstawiamy je na minimum 12 do 24 godzin. Po tym czasie śledzie odsączamy i kroimy na kawałeczki. Ziele angielskie, goździki i jałowiec rozdrabniamy w moździerzu lub mielimy w młynku. Cebulę obieramy i kroimy w piórka (kto chce może ją sparzyć gorącą wodą). Śliwki kroimy na ćwiartki lub połówki (jak komu pasuje). Warstwę śledzi układamy w naczyniu posypujemy ziołami, kropimy sokiem z cytryny i solimy (solenie nie jest konieczne, wszystko zależy od tego jak słone śledzie lubimy). Następnie układamy kilka śliwek i troszkę cebuli. Potem kolejna warstwa śledzi, przypraw, cebuli i śliwek i tak dalej. Ostatnią warstwą powinny być śliwki i cebula. Tak ułożone śledzie zalewamy olejem - u mnie z pestek winogron. Odstawiamy na 2-3 dni do lodówki.
A jaki był ten stary?
Czy trzynastka przyniosła pecha?
A może obfitowała w nowe przyjaźnie, miłości, nowe mieszkania, podróże, dalekie lub bliskie przeprowadzki, nowe odkrycia kulinarne albo rozkosze związane ze starymi, dobrze znanymi, ulubionymi smakami? Ktoś powiększył rodzinę, może dom u niego znalazł kot lub pies? Może ktoś kogoś pożegnał, ktoś inny kogoś przywitał? Może spełniły się marzenia, a może narodziły nowe?...
Macie postanowienia noworoczne? Ja tu znalazłam kilka fajnych pomysłów - klik.
Mówią, że lepsze jest wrogiem dobrego. Dlatego na nowy rok życzę tylko, a może aż, wszystkiego dobrego.
A całkiem dobry jest śledź ze śliwkami.
Śledzie ze śliwkami
600 gramów śledzi matiasów
0,5 łyżeczki ziela angielskiego
0,5 łyżeczki goździków
1 łyżeczka jałowca
cebula lub dwie
2 słoiki śliwek w occie - u mnie domowe, ale mogą być też sklepowe
sól
cytryna
olej
Śledzie moczymy kilka godzin w wodzie by oczyścić je z zalewy solonej. Następnie wkładamy do szklanego naczynia i zalewamy octem ze śliwek - ocet musi przykryć wszystkie śledzie. Odstawiamy je na minimum 12 do 24 godzin. Po tym czasie śledzie odsączamy i kroimy na kawałeczki. Ziele angielskie, goździki i jałowiec rozdrabniamy w moździerzu lub mielimy w młynku. Cebulę obieramy i kroimy w piórka (kto chce może ją sparzyć gorącą wodą). Śliwki kroimy na ćwiartki lub połówki (jak komu pasuje). Warstwę śledzi układamy w naczyniu posypujemy ziołami, kropimy sokiem z cytryny i solimy (solenie nie jest konieczne, wszystko zależy od tego jak słone śledzie lubimy). Następnie układamy kilka śliwek i troszkę cebuli. Potem kolejna warstwa śledzi, przypraw, cebuli i śliwek i tak dalej. Ostatnią warstwą powinny być śliwki i cebula. Tak ułożone śledzie zalewamy olejem - u mnie z pestek winogron. Odstawiamy na 2-3 dni do lodówki.
poniedziałek, 16 września 2013
Sezon ciepełka - owsianka jesienna
Chyba dłużej już się nie da oszukiwać, że nie ma jesieni. Liście szeleszczą, Młody obrzucił mnie nimi całą. Kilka kasztanów już mam w kieszeni. Jednak te rosnące na moim podwórku jeszcze nie zaczęły spadać, ale już widać grubaśne, zielone jeżyki - lada chwila spadną.
Jesień ma kilka niezłych zalet:
- szeleszczące liście
- ludziki z kasztanów
- grzyby
- długie spacery
- skakanie po kałużach
- herbata z sokiem malinowym, której latem nie pijam
tak można wymieniać i wymieniać. Jesienią też rozpoczyna się sezon na owsiankę. Jej ciepełko to doskonały sposób na ogrzanie szarych poranków nadchodzących miesięcy.
Owsianka jesienna - na rozpoczęcie sezony
3 łyżki płatków owsianych
200 ml mleka (może być pół na pół z wodą)
szczypta soli
2 łyżeczki brązowego cukru
4 suszone śliwki
pół figi
2 śliwki
garstka prażonych lub nie orzechów włoskich
Płatki wsypuję do rondelka, zalewam mlekiem, dodaję szczyptę soli. Podgrzewam do zagotowania. Słodzę i wrzucam pokrojone w kostkę suszone śliwki. Wyłączam palnik, a rondelek przykrywam pokrywką - na kilka minut 3-5. W tym czasie śliwki i figę kroję na księżyce, można też wykorzystać ten czas na uprażenie orzechów. Owsiankę przekładam do miseczki na niej układam śliwki i figę oraz orzechy.
Z owsianką jesień i zima są mniej straszne.
Jesień ma kilka niezłych zalet:
- szeleszczące liście
- ludziki z kasztanów
- grzyby
- długie spacery
- skakanie po kałużach
- herbata z sokiem malinowym, której latem nie pijam
tak można wymieniać i wymieniać. Jesienią też rozpoczyna się sezon na owsiankę. Jej ciepełko to doskonały sposób na ogrzanie szarych poranków nadchodzących miesięcy.
Owsianka jesienna - na rozpoczęcie sezony
3 łyżki płatków owsianych
200 ml mleka (może być pół na pół z wodą)
szczypta soli
2 łyżeczki brązowego cukru
4 suszone śliwki
pół figi
2 śliwki
garstka prażonych lub nie orzechów włoskich
Płatki wsypuję do rondelka, zalewam mlekiem, dodaję szczyptę soli. Podgrzewam do zagotowania. Słodzę i wrzucam pokrojone w kostkę suszone śliwki. Wyłączam palnik, a rondelek przykrywam pokrywką - na kilka minut 3-5. W tym czasie śliwki i figę kroję na księżyce, można też wykorzystać ten czas na uprażenie orzechów. Owsiankę przekładam do miseczki na niej układam śliwki i figę oraz orzechy.
Z owsianką jesień i zima są mniej straszne.
piątek, 25 stycznia 2013
Sól na zimowy chodnik i knedle na osłodę
Zima. Sól. Mam buty w białe szlaczki. Jestem ogromną amatorką soli spożywczej (wiem, że to niezdrowe), ale na chodnikach jej nie znoszę. Wolę piach, śnieg, błoto.
Sól uwielbiałam od dziecka. W moim rodzinnym domu solniczki nie działały, bo zawsze znalazła się chwileczka by oblizać ich wieczko. Pamiętam jak mama mnie za to goniła. Drugim rarytasem było masło, wyjadane palcami z maselniczki. Do dziś lubię zjeść kanapkę z masłem i solą. I mimo że znam osoby, które z używania soli zrezygnowały, to ja sobie nie wyobrażam jedzenia bez niej. A skoro już o soli - to od 3 dni w wodno-solnym roztworze z warzywami i ziołami moczę mięso na obiad. Test przede mną.
A na Stalowej kolejne zmiany. Zakończył się remont chodnika, czego nie mógł nie odnotować jeden z praskich radnych. Wielu mieszkańcom Stalowej (a może wszystkim) do skrzynek pocztowych wrzucił listy ze zdjęciami ulicy przed i po remoncie. Może chodziło tylko o poinformowanie mieszkańców, że mają prawo zgłaszać ewentualne reklamacje w sprawie tego remontu, ale ja czuję jakiś niesmak. Setki kartek, kopert i kolorowego tuszu zostało zmarnowanych - no ewentualnie trafiło na kupki z makulaturą, plus praca ludzi. Mam wrażenie, że czas poświęcony na przygotowanie tego listu, praca i materiały, mogły być lepiej spożytkowane. A może się czepiam...
Zamiast tworzyć listy, wolę zrobić knedle. Inspiracji do knedli dostarczył mi ten przepis.
Zimowe kaszowe knedle
300 g ugotowanej kaszy pęczak (obie kasze gotowałam normalnie w osolonej wodzie z łyżką oliwy - waga już po ugotowaniu)
130 g ugotowanej kaszy kukurydzianej
4 łyżeczki mąki ziemniaczanej
brązowy cukier do smaku
można dodać cynamon (do śliwek super pasuje)
suszone śliwki
Ugotowane kasze przemieliłam w maszynce do mielenia mięsa. Dodałam do nich 4 łyżeczki mąki ziemniaczanej - wymieszałam dokładnie ręką, dosłodziłam trochę. I włożyłam do lodówki na 30 minut. Z tej masy robiłam knedle. W środki wkładałam po 1 suszonej śliwce. Na koniec trochę posypałam mąką ziemniaczaną. Wrzucałam na wrzącą wodę i gotowałam aż wypłynęły i jeszcze 3 minuty. Wody na knedle nie soliłam, ale posłodziłam. Podawać można same, z jogurtem, miodem, cynamonem - super wyszły.
Myślałam, żeby wodę do gotowania posłodzić miodem, ale Młody ma uczulenie na miód, więc odpuściłam. Wyszło mi 15 knedelków.
A i jeszcze Pan Guma zaraz do nas wraca.
Sól uwielbiałam od dziecka. W moim rodzinnym domu solniczki nie działały, bo zawsze znalazła się chwileczka by oblizać ich wieczko. Pamiętam jak mama mnie za to goniła. Drugim rarytasem było masło, wyjadane palcami z maselniczki. Do dziś lubię zjeść kanapkę z masłem i solą. I mimo że znam osoby, które z używania soli zrezygnowały, to ja sobie nie wyobrażam jedzenia bez niej. A skoro już o soli - to od 3 dni w wodno-solnym roztworze z warzywami i ziołami moczę mięso na obiad. Test przede mną.
A na Stalowej kolejne zmiany. Zakończył się remont chodnika, czego nie mógł nie odnotować jeden z praskich radnych. Wielu mieszkańcom Stalowej (a może wszystkim) do skrzynek pocztowych wrzucił listy ze zdjęciami ulicy przed i po remoncie. Może chodziło tylko o poinformowanie mieszkańców, że mają prawo zgłaszać ewentualne reklamacje w sprawie tego remontu, ale ja czuję jakiś niesmak. Setki kartek, kopert i kolorowego tuszu zostało zmarnowanych - no ewentualnie trafiło na kupki z makulaturą, plus praca ludzi. Mam wrażenie, że czas poświęcony na przygotowanie tego listu, praca i materiały, mogły być lepiej spożytkowane. A może się czepiam...
Zamiast tworzyć listy, wolę zrobić knedle. Inspiracji do knedli dostarczył mi ten przepis.
Zimowe kaszowe knedle
300 g ugotowanej kaszy pęczak (obie kasze gotowałam normalnie w osolonej wodzie z łyżką oliwy - waga już po ugotowaniu)
130 g ugotowanej kaszy kukurydzianej
4 łyżeczki mąki ziemniaczanej
brązowy cukier do smaku
można dodać cynamon (do śliwek super pasuje)
suszone śliwki
Ugotowane kasze przemieliłam w maszynce do mielenia mięsa. Dodałam do nich 4 łyżeczki mąki ziemniaczanej - wymieszałam dokładnie ręką, dosłodziłam trochę. I włożyłam do lodówki na 30 minut. Z tej masy robiłam knedle. W środki wkładałam po 1 suszonej śliwce. Na koniec trochę posypałam mąką ziemniaczaną. Wrzucałam na wrzącą wodę i gotowałam aż wypłynęły i jeszcze 3 minuty. Wody na knedle nie soliłam, ale posłodziłam. Podawać można same, z jogurtem, miodem, cynamonem - super wyszły.
Myślałam, żeby wodę do gotowania posłodzić miodem, ale Młody ma uczulenie na miód, więc odpuściłam. Wyszło mi 15 knedelków.
A i jeszcze Pan Guma zaraz do nas wraca.
Etykiety:
kasza,
kasza kukurydziana,
kasza pęczak,
knedle,
śliwki,
ulica Stalowa
czwartek, 17 marca 2011
Coś na ząb
Jestem nieobecna. Dlaczego? Jeśli się wszystko uda to powiem wam w październiku. A na razie cicho-sza, co by nie zapeszyć. A teraz w wielkim skrócie, co u mnie:
W domu powiększa się stan zębowy, mamy już 2,5 i idą kolejne. Bonusem jest gorączka, choć dziś jakby już lepiej. Młody odkrył komputer, uwielbia walić w klawiaturę. Nawet ulubiona zabawka nie jest go w stanie od niej oderwać. Tak więc to klawiatura najlepsza jest na ząb.
Robiłam porządki w moim komputerze i znalazłam deszczową Stalową. Dziś też jest deszczowo, ale jakoś wolę ten deszcz sprzed dwóch lat, ze słońcem.
Na Solcu obyła się jedna z moich ulubionych imprez "Uwolnij łacha" - to była już 8 edycja! Brawo dziewczyny. (Zlinkowałam do strony łacha, ale chyba więcej aktualniejszych informacji jest na fb).
W ramach ciuszanej wymiany 26 marca wybieram się na szafing dziecięcy na Wolę. Torba gratów już gotowa.
Wczoraj przegapiłam - wcale nie przegapiłam tylko nie miałam siły iść - na promocję najnowszej książki Sylwi Chutnik "Warszawa kobiet" - myślę, że będzie to kapitalna rzecz na warszawskie letnie spacery.
Kolejne miejsca do odwiedzenia to warszawska Zachęta, galeria Atak i jeszcze kilka, o których teraz nie pamiętam, ale jak sobie przypomnę.
A na koniec tego bałaganiarskiego wpisu serwuję coś na ząb, i nie jest to klawiatura.
Sałata do pracy nr 2:garść sałaty
pół pomarańczy
garść suszonych śliwek
pomidor
2 łyżki oliwy
1 łyżka soku z pomarańczy
1 łyżka octu balsamicznego
sól
pieprz
Sałatę należy porwać, pomarańczę pokroić w kostkę, pomidora też. Śliwki u mnie w paski. Wszystko wrzuciłam do plastikowego pojemnika i na noc schowałam do lodówki. Rano zalałam sosem i zabrałam do pracy.
W domu powiększa się stan zębowy, mamy już 2,5 i idą kolejne. Bonusem jest gorączka, choć dziś jakby już lepiej. Młody odkrył komputer, uwielbia walić w klawiaturę. Nawet ulubiona zabawka nie jest go w stanie od niej oderwać. Tak więc to klawiatura najlepsza jest na ząb.
Robiłam porządki w moim komputerze i znalazłam deszczową Stalową. Dziś też jest deszczowo, ale jakoś wolę ten deszcz sprzed dwóch lat, ze słońcem.
Na Solcu obyła się jedna z moich ulubionych imprez "Uwolnij łacha" - to była już 8 edycja! Brawo dziewczyny. (Zlinkowałam do strony łacha, ale chyba więcej aktualniejszych informacji jest na fb).
W ramach ciuszanej wymiany 26 marca wybieram się na szafing dziecięcy na Wolę. Torba gratów już gotowa.
Wczoraj przegapiłam - wcale nie przegapiłam tylko nie miałam siły iść - na promocję najnowszej książki Sylwi Chutnik "Warszawa kobiet" - myślę, że będzie to kapitalna rzecz na warszawskie letnie spacery.
Kolejne miejsca do odwiedzenia to warszawska Zachęta, galeria Atak i jeszcze kilka, o których teraz nie pamiętam, ale jak sobie przypomnę.
A na koniec tego bałaganiarskiego wpisu serwuję coś na ząb, i nie jest to klawiatura.
Sałata do pracy nr 2:
pół pomarańczy
garść suszonych śliwek
pomidor
2 łyżki oliwy
1 łyżka soku z pomarańczy
1 łyżka octu balsamicznego
sól
pieprz
Sałatę należy porwać, pomarańczę pokroić w kostkę, pomidora też. Śliwki u mnie w paski. Wszystko wrzuciłam do plastikowego pojemnika i na noc schowałam do lodówki. Rano zalałam sosem i zabrałam do pracy.
Etykiety:
na szybko,
pomarańcza,
sałata,
śliwki,
ulica Stalowa
czwartek, 30 grudnia 2010
Rolowanie w starym roku
Muszę, muszę coś napisać, coś co zamknie stary i otworzy nowy Rok. A wcale nic mi nie przychodzi do głowy.
Zima chwyciła i mocno trzyma mnie w domu. Piję herbatę z sokiem malinowym, jem babciny piernik i maminą roladę z bakaliami. Wciąż wykańczam świąteczne pozostałości jedzeniowe.
Może powinnam napisać coś podsumowującego, może przeprowadzić jakiś bilans, może podjąć jakieś postanowienia noworoczne. Ale dziś w mojej głowie jedynie plany sylwestrowe. Dziś z A. odbyłyśmy bonowe zakupy. Nic wyjątkowego, ale jednak. Jutro czas na czarowanie, na cztery ręce (plus Młody na leżaku). Bardzo to lubię. Plan kulinarny już prawie wymyślony. A moją blogową propozycją świąteczno-sylwestrową jest schab rolowany.
Schabowa rolada
ok. 1 kg schabu bez kości
duża garść suszonych śliwek
duża garść suszonych grzybów
sól
pieprz
oliwa
trochę wegety
trochę tymianku
Schab kroimy (tak jak pokazuje to lo tutaj), nacieramy solą i pieprzem. Śliwki gotujemy około 10 minut, grzyby około 20 minut. Wodę ze śliwek i grzybów zostawiamy, może się przydać do podlania mięsa przy pieczeniu. Śliwki i grzyby kroimy w kostkę, mieszamy razem, dodajemy tymianek sól i pieprz. Masę rozkładamy równomiernie na mięso i rolujemy. Z wierzchu nacieramy schab oliwą i wegetą. Schab związujemy sznurkiem lub spinamy wykałaczkami. Wkładamy mięso do żaroodpornego naczynia, delikatnie podlewamy wodą ze śliwek i grzybów. Pieczemy w temperaturze około 180 stopni 45-60 minut. Ja jak zwykle piekłam na kolor.
Stary rok kończę rolowaniem... a czym zacznie się Nowy... jeszcze o tym pomyślę. Tymczasem na Nowy Rok życzę wielu kulinarnych odkryć, radości i uśmiechu.
Zima chwyciła i mocno trzyma mnie w domu. Piję herbatę z sokiem malinowym, jem babciny piernik i maminą roladę z bakaliami. Wciąż wykańczam świąteczne pozostałości jedzeniowe.
Może powinnam napisać coś podsumowującego, może przeprowadzić jakiś bilans, może podjąć jakieś postanowienia noworoczne. Ale dziś w mojej głowie jedynie plany sylwestrowe. Dziś z A. odbyłyśmy bonowe zakupy. Nic wyjątkowego, ale jednak. Jutro czas na czarowanie, na cztery ręce (plus Młody na leżaku). Bardzo to lubię. Plan kulinarny już prawie wymyślony. A moją blogową propozycją świąteczno-sylwestrową jest schab rolowany.
Schabowa rolada
ok. 1 kg schabu bez kości
duża garść suszonych śliwek
duża garść suszonych grzybów
sól
pieprz
oliwa
trochę wegety
trochę tymianku
Schab kroimy (tak jak pokazuje to lo tutaj), nacieramy solą i pieprzem. Śliwki gotujemy około 10 minut, grzyby około 20 minut. Wodę ze śliwek i grzybów zostawiamy, może się przydać do podlania mięsa przy pieczeniu. Śliwki i grzyby kroimy w kostkę, mieszamy razem, dodajemy tymianek sól i pieprz. Masę rozkładamy równomiernie na mięso i rolujemy. Z wierzchu nacieramy schab oliwą i wegetą. Schab związujemy sznurkiem lub spinamy wykałaczkami. Wkładamy mięso do żaroodpornego naczynia, delikatnie podlewamy wodą ze śliwek i grzybów. Pieczemy w temperaturze około 180 stopni 45-60 minut. Ja jak zwykle piekłam na kolor.
Stary rok kończę rolowaniem... a czym zacznie się Nowy... jeszcze o tym pomyślę. Tymczasem na Nowy Rok życzę wielu kulinarnych odkryć, radości i uśmiechu.
sobota, 30 października 2010
Jesień i obiad
Październik. Mój zabiegany. Rosną stosy książek i gazet do przeczytania. Za to kilka razy zaliczyłam jesienne szuranie w liściach. Od dziecka uwielbiam to robić. Jedno z moich ulubionych zdjęć z dzieciństwa - to ja w ramionach taty, ukryci w gąszczu żółtych liści. Bo ja lubię jesień. I Park Praski objawił się w jesiennej szacie. Długo tego nie zauważałam, pogrążona w myślach, własnych sprawach. Dziś cieszę się kolorem liści, koralami jarzębiny, rękawiczkami, które zakładam prowadząc wózek z Młodym.
Poczta dostarczyła mi kolejną porcję książek kucharskich, a w tym "365 Obiadów" Lucyny Ćwierczakiewiczowej. Niestety jeszcze nie znalazłam czasu, aby przyjrzeć się jej bliżej. Za to dziś jedna z zaległych propozycji obiadowych. Na jesień wyborna.
Przepis znalazłam u Ani, podaję go z moimi zmianami.
800g wieprzowych polędwiczek
paczka suszonych śliwek
1/2 cebuli
1 łyżka oleju
50 g masła
250 ml wywaru z kurczaka
1 liść laurowy
2 ziarenka ziela angielskiego
2 gałązki tymianku
250 ml kremowej śmietanki
Oczyszczone z nadmiaru tłuszczu i membran polędwiczki pokroiłam ukośnie na grube plasterki. Śliwki włożyłam do rondelka, zalałam zimną wodą i zagotowałam, na wolnym ogniu gotowałam jeszcze 5 minut. Odcedziłam. Ale sok zachowałam.
Na patelni, rozgrzałam olej i połowę masła. Ułożyłam plasterki mięsa, smażyłam z obu stron. Na drugiej patelni rozpuściłam resztę masła i zeszkliłam pokrojoną w kostkę cebulę. Wlałam wywar, wrzuciłam liść laurowy, tymianek i ziele angielskie. Gotowałam około 10 minut.
Śliwki pokroiłam w kostkę, wrzuciłam do sosu. Dodałam śmietankę i trochę soku ze śliwek. Gotowałam kilka minut. Do sosu włożyłam mięso i jeszcze chwilkę podgrzewałam. Podałam z kopytkami. Ach, do sosu dodałam jeszcze garść pokrojonej natki pietruszki.
Poczta dostarczyła mi kolejną porcję książek kucharskich, a w tym "365 Obiadów" Lucyny Ćwierczakiewiczowej. Niestety jeszcze nie znalazłam czasu, aby przyjrzeć się jej bliżej. Za to dziś jedna z zaległych propozycji obiadowych. Na jesień wyborna.
Przepis znalazłam u Ani, podaję go z moimi zmianami.
Polędwiczki wieprzowe w sosie śliwkowym
800g wieprzowych polędwiczek
paczka suszonych śliwek
1/2 cebuli
1 łyżka oleju
50 g masła
250 ml wywaru z kurczaka
1 liść laurowy
2 ziarenka ziela angielskiego
2 gałązki tymianku
250 ml kremowej śmietanki
Oczyszczone z nadmiaru tłuszczu i membran polędwiczki pokroiłam ukośnie na grube plasterki. Śliwki włożyłam do rondelka, zalałam zimną wodą i zagotowałam, na wolnym ogniu gotowałam jeszcze 5 minut. Odcedziłam. Ale sok zachowałam.
Na patelni, rozgrzałam olej i połowę masła. Ułożyłam plasterki mięsa, smażyłam z obu stron. Na drugiej patelni rozpuściłam resztę masła i zeszkliłam pokrojoną w kostkę cebulę. Wlałam wywar, wrzuciłam liść laurowy, tymianek i ziele angielskie. Gotowałam około 10 minut.
Śliwki pokroiłam w kostkę, wrzuciłam do sosu. Dodałam śmietankę i trochę soku ze śliwek. Gotowałam kilka minut. Do sosu włożyłam mięso i jeszcze chwilkę podgrzewałam. Podałam z kopytkami. Ach, do sosu dodałam jeszcze garść pokrojonej natki pietruszki.
czwartek, 23 września 2010
Śliwki na jesień
No i przyszła na dobre. Jeszcze nieśmiało zagląda do okien. Przekonuje mnie do siebie ciepłymi promykami słońca. Obdarowuje feerią barw na drzewach. Bawi białymi chmurami unoszącymi się na błękitnym niebie, nadając im fantazyjne kształty. Wieczorem pozwoli wypić ciepłą herbatę i otulić się kocem. Rano wygna na spacer, poszurać nogami w stosach liści. Jesień.
Przyniosła mi śliwki. Więc upiekłam jej ciasto. Ciasto ze śliwkami.
Inspiracji dostarczył mi przepis Liski, ale przepis podaje z moimi zmianami.
Składniki:
Przepis na okrągłą formę o średnicy 22 cm
Ciasto kruche:
125 g mąki
125 g schłodzonego masła, pokrojonego w kostkę
75 g cukru
1 żółtko
Na wierzch:
500 g śliwek - przepołowionych
2 łyżeczki cukru
garść płatków z migdałów
Piekarnik rozgrzałam do temp. 190 st. C.
Mąkę, cukier, żółtko, masło wymieszałam w misce. Zgodnie z zaleceniami Liski wyrabiałam bardzo krótko, właściwie nie wyrabiałam, tylko dokładnie połączyłam składniki. Ciastem wylepiłam formę. Na wierzchu ułożyłam śliwki. Posypałam je 2 łyżeczkami cukru i garścią płatków migdałowych. Piekłam 45 minut i zostawiłam w piekarniku do wystudzenia. Wyszło super!
Podaję też radę za White Plate: Jeśli ciasto zbyt szybko się zrumieni, należy przykryć je folią aluminiową.
Pierwszy jesienny weekend przed nami. Jeśli pogoda dopisze to w niedzielę jadę na Wyścigi, bo tam Wielka Warszawska, gonitwa Prezydenta Miasta Stołecznego Warszawy. To gonitwa dla trzyletnich koni, o najwyższej puli nagród w całym sezonie wyścigowym. Nie zachęcam do hazardu, ale do uczestniczenia w niesamowitym wydarzeniu. Organizatorzy zapowiadają również spektakularne pokazy konne.
Przyniosła mi śliwki. Więc upiekłam jej ciasto. Ciasto ze śliwkami.
Inspiracji dostarczył mi przepis Liski, ale przepis podaje z moimi zmianami.
Składniki:
Przepis na okrągłą formę o średnicy 22 cm
Ciasto kruche:
125 g mąki
125 g schłodzonego masła, pokrojonego w kostkę
75 g cukru
1 żółtko
Na wierzch:
500 g śliwek - przepołowionych
2 łyżeczki cukru
garść płatków z migdałów
Piekarnik rozgrzałam do temp. 190 st. C.
Mąkę, cukier, żółtko, masło wymieszałam w misce. Zgodnie z zaleceniami Liski wyrabiałam bardzo krótko, właściwie nie wyrabiałam, tylko dokładnie połączyłam składniki. Ciastem wylepiłam formę. Na wierzchu ułożyłam śliwki. Posypałam je 2 łyżeczkami cukru i garścią płatków migdałowych. Piekłam 45 minut i zostawiłam w piekarniku do wystudzenia. Wyszło super!
Podaję też radę za White Plate: Jeśli ciasto zbyt szybko się zrumieni, należy przykryć je folią aluminiową.
Pierwszy jesienny weekend przed nami. Jeśli pogoda dopisze to w niedzielę jadę na Wyścigi, bo tam Wielka Warszawska, gonitwa Prezydenta Miasta Stołecznego Warszawy. To gonitwa dla trzyletnich koni, o najwyższej puli nagród w całym sezonie wyścigowym. Nie zachęcam do hazardu, ale do uczestniczenia w niesamowitym wydarzeniu. Organizatorzy zapowiadają również spektakularne pokazy konne.
Subskrybuj:
Posty (Atom)